AktualnościNowości

Udawał, że jedzie do pracy, żeby wypocząć pod palmą. Ludzie kombinują jak mogą

Pewien stęskniony za wakacjami Irlandczyk postanowił sfałszować list od wymyślonego pracodawcy. Wszystko po to, by na lotnisku przekonać służby, że na Teneryfę wybiera się z ważnych powodów, a nie w celach czysto wypoczynkowych. Obowiązujące obostrzenia, w zaledwie 2 tygodnie próbowało złamać już blisko 400 pasażerów.

Najpierw kombinatoryka stosowana z przesiadkami czy własnym transportem na lotnisko, która wykorzystywała absurdalne luki w koronawirusowych obostrzeniach, później fałszowanie wyników testów, a teraz nawet fałszywe listy od nieistniejących pracodawców – wszystko po to, by bez przeszkód wyjechać na wakacje. Pomysły ludzi stęsknionych za podróżami łamią sobie głowę, jak uniknąć obostrzeń. Niestety sprytny plan nie zawsze wystarczy.

Do nietypowej sytuacji doszło na lotnisku w Dublinie. Jeden z pasażerów próbował przekonać służby, że może w pełni legalnie lecieć na Teneryfę. Trzeba bowiem przypomnieć, że pod koniec stycznia Irlandia zaostrzyła walkę z rozprzestrzenianiem się koronawirusa i  wprowadziła tymczasowe ograniczenie międzynarodowych podróży jedynie do tych „niezbędnych”.  

W ramach potwierdzenia swoich słów, Irlandczyk przedstawił list od rzekomego pracodawcy – właściciela hotelu – który czeka na niego na miejscu. Podkreślił, że jest „niezbędnym pracownikiem”. Co ciekawe, dokument szczegółowo wyjaśniał, na czym będzie polegać jego rola – na miejscu miał być on „dostawcą elektronicznych systemów bezpieczeństwa”. Wyraźnie zaznaczono również, że dzięki temu nie łamie on przepisów obowiązujących w kraju.

List okazał się jednak fałszywy, a służby ustaliły, że mężczyzna chciał na Teneryfie jedynie spędzić urlop.  Ostatecznie skończyło się mandatem w wysokości 500 EUR. Pasażer został również cofnięty i nie mógł wylecieć z kraju. Nie jest on wyjątkiem. Na próbach łamania obowiązującego prawa przyłapano już 375 osób – tylko na lotnisku w Dublinie.

Ale takie kombinowanie to nie jedyny problem, z jakim borykają się służby. Coraz więcej pasażerów zamiast poddać się testom na koronawirusa woli kupić fałszywy wynik badania. W ten sposób mają pewność, że wynik będzie negatywny, a ich wyjazd nie zostanie zakłócony. Proceder zaszedł tak daleko, że na początku grudnia podczas odprawy jednego z lotów aż 95 proc. pasażerów miało… dokładnie to samo zaświadczenie – oczywiście ze zmienionymi nazwiskami.

Do absurdalnej sytuacji doszło przed lotem linii Pegas Fly z Moskwy do Zhengzhou w Chinach. W sprawie musiała interweniować chińska ambasada. Przewoźnik musiał anulować lot i pomógł zorganizować pasażerom nowe, tym razem prawdziwe testy na koronawirusa już na lotnisku. W przeciwnym przypadku zabrałby na pokład zaledwie… 10 osób.

źródło: fly4free.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *