AktualnościNowości

Turyści nie wylecieli na urlop przez chaos na lotnisku w Modlinie. Pozwą lotnisko i Ryanaira!

Alarm bombowy sparaliżował na 2 godziny port lotniczy w Modlinie. W efekcie część pasażerów nie zdążyła na swój samolot, w tym jedna czwarta uczestników wycieczki do Grecji. Właściciel biura podróży zapowiada, że pójdzie do sądu z winnymi chaosu, który wybuchł na podwarszawskim lotnisku – czytamy w stołecznej „Gazecie Wyborczej”.

Do zdarzenia doszło 21 września, gdy grupa turystów z całej Polski, która wykupiła wycieczkę, miała odlecieć samolotem Ryanaira do Grecji. Około godziny 13, gdy część grupy zaczęła już oddawać bagaż rejestrowany na lot, na lotnisku w Modlinie został ogłoszony alarm bombowy, bo ktoś zostawił bagaż bez opieki w terminalu. Alarm trwał 2 godziny, a następnie tłum pasażerów wlał się do terminalu i rzucił do odprawy, bo z lotniska miało startować w krótkim odstępie czasu kilka opóźnionych samolotów.

– Z głośników rozległ się komunikat, by przepuszczać pasażerów lotu do Londynu. Przepuściliśmy ich, nawet jeśli lecący do Londynu stali w kolejce za naszą grupą. Sądziliśmy, że służby lotniskowe stosują specjalną procedurę, by sprawnie rozładować kolejkę i ułatwić dotarcie do samolotu wszystkim, których lot się zbliża. Tak się jednak nie stało – opowiada Wojciech Hanelt, dyrektor biura turystycznego Cezar.

Chaos na lotnisku był potężny. Pasażerowie lotu do Salonik, którzy dopiero mieli nadawać bagaż, zostali poinstruowani przez pracownika Ryanaira, by wraz z walizkami przeszli do punktu kontroli, a walizki zostaną załadowane do luku dopiero na płycie. To jednak spotęgowało tylko chaos, bo pracownicy kontroli bezpieczeństwa byli zaskoczeni wielkimi walizkami i kazali usuwać z nich przedmioty, których nie można wnieść na pokład w bagażu podręcznym, choć wszystkie walizki miały być nadane.

Efekt? Samolot do Salonik nie czekał na wszystkich pasażerów, a z 46-osobowej grupy na lotnisku zostało 14 osób. W podobnej sytuacji miało się też według „Wyborczej” znaleźć kilkudziesięciu pasażerów z lotu z do Londynu.

Co na to władze portu? Nie mają sobie wiele do zarzucenia. Twierdzą nawet, że ze względu na alarm bombowy odprawa została przedłużona o dodatkowe 10 minut, by wszyscy pasażerowie zdążyli na pokład.

Przedstawiciel biura podróży mówi, że by ratować twarz, przetransportował pasażerów na własny koszt do Krakowa, opłacił tam im hotel, a dzień później bilety do Aten i na miejscu autokar do Salonik. Otwarcie jednak deklaruje, że wystąpi do władz lotniska oraz do Ryanaira o duże odszkodowanie, bo koszty, jakie poniósł, to kilkadziesiąt tysięcy PLN.

– Skoro przez 2 godziny lotnisko nie przyjmuje pasażerów, to liczba czekających na odprawę w jednym momencie będzie kilka razy większa i należy rozpocząć procedurę na wypadek takiej sytuacji. Nic takiego nie miało jednak miejsca – mówi Hanelt.

źródło: fly4free.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *