Tajlandio ogarnij się! Chcesz turystów, to przestań kombinować
Luksusowa kwarantanna dla bogatych, stos papierologii dla wytrwałych, szybka akcja szczepień w branży turystycznej, a nawet oderwanie się od reszty kraju – pomysłów na to, w jaki sposób Tajlandia powinna otworzyć się na turystów nie brakuje. Tymczasem rozwiązanie czeka na tacy. Ale czy Tajlandia zechce z niego skorzystać?
O Tajlandii mówi się, że to kraj tysiąca uśmiechów. Obserwując jednak sytuację w ostatnich miesiącach, przypomina raczej kraj tysiąca pomysłów – na to, w jaki sposób ponownie wpuszczać turystów i ożywić branżę turystyczną.
Niestety, wiele z nich powoduje jedynie, że turyści zamiast zacząć się pakować, łapią się za głowę. A tempo, w jakim proponowane są kolejne rozwiązania – zadziwia nawet nas.
Szczepienia lekiem na całe zło? Nie do końca
Zacznijmy od tego, że granice Tajlandii nie są całkowicie zamknięte dla turystów. Obecne zasady sprawiają jednak mnóstwo problemów, a przejście przez karkołomny proces uzyskania tzw. specjalnej wizy turystycznej, więcej ludzi odstrasza niż zachęca. Wśród wymogów znajdziemy chociażby obowiązkowe ubezpieczenie turystyczne, negatywny wynik testu na koronawirusa, kwarantannę (niezależną od badania), opłacone rezerwacje hotelowe i wiele, wiele innych.
Nie ma jednak miesiąca, w którym nie pojawiłoby się przynajmniej kilka nowych pomysłów na to, w jaki sposób ponownie szeroko otworzyć kraj dla turystów. Dwa najnowsze dotyczą szczepień, jednak w dwóch zupełnie różnych kontekstach.
Nieco ponad tydzień temu nowy pomysł wysnuło Stowarzyszenie Turystyczne Phuket. Zgodnie z założeniami, region chciałby jak najszybciej zaszczepić większość społeczeństwa (w tym branże turystyczną), a później niejako „odciąć” się od reszty Tajlandii i wprowadzić własne zasady przyjmowania turystów – bez kwarantanny.
– Celem jest zaszczepienie 70 proc. populacji Phuket w tempie 2,5 tysiąca osób dziennie. W efekcie moglibyśmy w pełni otworzyć się już od 1 października – wyjaśnił Bhummikitti Ruktaengama, prezes stowarzyszenia. – Tylko wtedy, jeśli otworzymy się bez kwarantanny, Phuket przetrwa. Nie chcemy siedzieć i czekać na litość. Zamówimy szczepionki i nie będziemy korzystać z tych oferowanych przez rząd – dodał.
Drugi pomysł to kwestia dosłownie kilku ostatnich dni. Po pierwsze (i to akurat dobra wiadomość) Tajlandia na razie obiecała skrócić obowiązkową kwarantannę z 14 do 10 dni już od kwietnia. Również od przyszłego miesiąca mniej obostrzeń obowiązywałoby osoby zaszczepione. Jednak w przeciwieństwie do innych krajów, Tajlandia jedynie skróci im kwarantannę (do 7 dni) zamiast zwalniać ze wszystkich restrykcji, jak to ma miejsce w innych krajach.
Branża turystyczna nie ustaje też w wysiłkach, by w „kluczowych strefach turystycznych”, tj. Phuket czy Krabi, pozwolić na opuszczenie kwarantanny, jeśli nie wcześniej niż w trzecim dniu po przylocie uzyskamy negatywny wynik testu.
Stan konta i hobby też mogą być nie bez znaczenia
Ale to tylko dwa najnowsze pomysły. I choć bardzo chcielibyśmy wierzyć w każdy z nich, przeglądając archiwum pomysłów, trudno przewidzieć, które faktycznie zostaną wcielone w życie. Jedną z pierwszych opcji na otwarcie granic miało być „polowanie” na klienta z grubszym portfelem.
W grę wchodziło otwarcie jedynie najbardziej turystycznych miejscowości i to pod warunkiem korzystania z 4- i 5-gwiazdkowych hoteli. Częściowe otwarcie miało dotyczyć Phuket, Koh Samui i Koh Phangan.
– Ponieważ do tych miejsc można dotrzeć w dość ograniczony sposób, władze prowincji mogą zapewnić dokładną kontrolę przyjeżdżających tu osób i zapewnić bardziej kompleksowe środki ochrony, w porównaniu do miejsc takich jak Bangkok, Pattaya czy Chiang Mai – tłumaczył wtedy Phiphat Ratchakitprakarn, minister turystyki.
Nie można też zapominać, że po drodze pojawiły się także specjalne korytarze powietrzne, np. dla turystów z Chin.
– Kiedy tylko otworzymy granice, chcemy stworzyć „turystyczne bańki”. Miejsca w których przyjezdni będą czuć się bezpiecznie. Wtedy też zamierzamy cały wysiłek marketingowy skierować na konsumentów zamożnych i na promowanie turystyki medycznej — wyjaśniał Ratchakitprakarn.
Był też pomysł na izolację, w trakcie której goście… mogliby opuszczać swoje pokoje. Warunki? Po pierwsze mieli przyjechać przynajmniej na 30 dni. Przez pierwsze 14 (czyli w okresie kwarantanny) musieliby mieć przy sobie urządzenie śledzące ich zachowanie oraz stan zdrowia i mogliby poruszać się tylko w wyznaczonych miejscach. Później Tajlandia zapowiedziała „golfową kwarantannę” – również dla ludzi z odpowiednim budżetem. Co ciekawe – akurat ten pomysł faktycznie doszedł do skutku i takie „luksusowe kwarantanny” w ośrodkach golfowych mają miejsce. W pierwszej turze, uruchomionej zaledwie kilka tygodni temu, z tej opcji skorzystało 41 osób – wszyscy z Korei Południowej.
– Cena pakietu (2240 USD) zapłacona przez golfistów jest rozsądna w porównaniu z kosztem 14-dniowego okresu izolacji spędzonego w zwykłym pokoju hotelowym – wyjaśnia Ku Jung-keun, dyrektor generalny Artitaya Country Club w rozmowie z Reutersem. – Golfowa kwarantanna oferuje trzy bezpieczne testy i czas na czerpanie przyjemności z gry w golfa. Lekarze zapewniają również codzienne kontrole zdrowia gości – dodał.
Dla niektórych istotny może się okazać fakt, że poza ośrodkami golfowymi na tej samej zasadzie Tajlandia dopuszcza spędzanie kwarantanny na jachtach.
Branża przebiera nogami, a Tajlandia wciąż kombinuje
Wymienione przykłady to i tak nie wszystkie, które pojawiły się przez ostatni rok. Nie wszystkie i najprawdopodobniej nie ostatnie. W tej kwestii za Tajlandią naprawdę nie można nadążyć.
Zadziwiający jest fakt, że kraj, który tak mocno przebiera nogami na myśl o powrocie turystów, nie zdecydował się pójść najprostszą drogą, obraną przez inne państwa, które postawiły na częściowe otwarcie granic i np. nie ograniczył się po prostu do wymagania negatywnego wyniku testu na koronawirusa i/lub obowiązkowego ubezpieczenia na pokrycie kosztów leczenia czy kwarantanny.. Wszystko wskazuje bowiem na to, że coraz więcej turystów pogodziło się z takim obowiązkiem i przyznaje, że w kontekście długich i drogich wyjazdów nie jest to aż taki problem (co oczywiście nie znaczy, że ktokolwiek jest z nich zadowolony).
Trzeba jednak oddać sprawiedliwość, że mimo biurokracji i trudności do Tajlandii przynajmniej w ogóle można wjechać. Wiele krajów Azji pozostaje zamkniętych dla turystów bez żadnych wyjątków. Tajlandia zdaje się więc bowiem stać w obostrzeniowym rozkroku – z jednej strony czeka na turystów jak na zbawienie i otwiera granice, z drugiej kombinuje, prześciga się w pomysłach i póki co – wciąż utrudnia im życie.
źródło: fly4free.pl