Rządowy rollercoaster dla podróżników. Najbardziej absurdalne decyzje? Było ich mnóstwo!
Nagły zakaz lotów, kwarantanny znoszone i przywracane bez żadnych zapowiedzi, rozporządzenia publikowane w ostatniej chwili – to tylko kilka z zaskakujących posunięć rządu z ostatnich miesięcy. I choć wszystkie wywracały do góry nogami podróżnicze plany, skutkowały straconymi pieniędzmi, nerwami, a często i prawdziwymi dramatami, jestem przekonana, że… to jeszcze nie koniec rządowo-koronawirusowego rollercoastera.
Jeśli miałabym jednym słowem podsumować wszystko to, co wydarzyło się w podróżniczym świecie, odkąd pandemia na dobre zawitała do Europy – to nie ma lepszego określenia niż „chaos”. Przepisy zmieniały się jak w kalejdoskopie, za wieloma trudno było nadążyć, a planowanie czegokolwiek było prawdziwą rosyjską ruletką – z tym, że na sześć szans, prędzej pięć było nieudanych, a jedna trafiona.
Najpierw przyszedł zakaz lotów i wszystko wybuchło
Zacznijmy od początku – zakaz lotów z i do Polski wprowadzony w nocy z 14 na 15 marca i obowiązek kwarantanny dla wracających do Polski zapowiedziany zaledwie z 2-dniowym wyprzedzeniem, spowodował chyba największy chaos komunikacyjny w historii polskiej branży turystycznej. Część ludzi chciała czym prędzej wrócić do kraju i uniknąć kwarantanny. Część wiedziała, że nie zdąży więc, próbowała zorganizować powrót przez Niemcy. Część uznała, że trzeba zostać tam, gdzie się jest, bo rząd obiecywał, że to „tylko na dwa tygodnie”. Dwa tygodnie, które przeciągnęły się aż do 1 czerwca (w przypadku lotów krajowych), do 30 czerwca (w przypadku lotów międzynarodowych) albo jak w przypadku połączeń do niektórych krajów – aż po dziś dzień. Ludzie nie wiedzieli, co mają robić, jak wrócić, co to są loty repatriacyjne (bo przecież wcześniej mało kto o takich słyszał).
Tylko w ciągu kilku pierwszych dni chaosu odpisaliśmy na kilkadziesiąt tysięcy komentarzy, wiadomości, maili. Od bladego świtu do późnej nocy razem z Wami szukaliśmy alternatywnych dróg dotarcia do Polski. Działo się tak dużo i tak szybko, że prowadziliśmy relację na żywo ze wszystkimi zmianami, aktualizowaną czasem co kilka minut – odwoływane i przywracane połączenia kolejowe, lotnicze i autobusowe, decyzje linii lotniczych, zawieszane połączenia, procedury przebookowania biletów, nawet czas oczekiwana na poszczególnych granicach. Szukaliśmy odpowiedzi, na które nikt nie umiał odpowiedzieć, na bieżąco podpowiadaliśmy jak odzyskać pieniądze, jak można się kontaktować z przewoźnikami, kogo obowiązuje kwarantanna, a nawet próbowaliśmy połączyć obcych ludzi – tych jadących samochodem przez niemiecką granicę, z tymi, którzy takiego transportu potrzebowali. Razem z wami, którzy też jak tylko mogliście, próbowaliście pomagać sobie nawzajem, odwaliliśmy kawał dobrej, ale wymagającej roboty. I pomyśleć, że to wszystko mogło przebiec spokojnie, gdyby tylko rząd zapowiedział sprawę nieco wcześniej.
A ileż było absurdów?! Samolotem do Szwecji nie można, ale promem proszę bardzo. Powracający z zagranicy lotami repatriacyjnymi musieli iść na kwarantannę, ale dopiero od momentu dotarcia do domu, więc wcześniej korzystali z komunikacji zbiorowej. Nie można wyjechać poza Europę? Tak, ale tylko z Polski, bo przecież wystarczy dotrzeć do Berlina i nagle świat staje otworem? Zresztą najczęściej jakiekolwiek loty przesiadkowe rozwiązały wszystkie problemy. Ba, często pozwalały one nawet ominąć kwarantannę.
Potem było tylko gorzej…
Kolejne miesiące to znów był chaos za chaosem. Decyzje przecież zmieniały się regularnie i zawsze dość niespodziewanie. Najpierw zamknięcie parków narodowych, atrakcji turystycznych, obiektów sportowych i hoteli z dnia na dzień, potem otwarcie hoteli, ale tylko częściowo, potem znów zamknięcie, ale otwarcie dla podróży służbowych. Parki narodowe znów otwarte, ale można chodzić tylko w maseczkach. Kilka godzin później pojawia się rozporządzenie i jednak można bez maseczek.
Mało przepisowego rozgardiaszu? Nie ma sprawy! Nagle bowiem ni z tego, ni z owego rząd rzuca hasło „1000 plus” na wakacje dla każdego, kto zarabia poniżej 5200 PLN brutto na umowie o pracę. Wybucha euforia, ludzie zaczynają faktycznie rozważać wakacje w kraju. Szybko okazuje się, że jednak nie 1000, a 500 PLN i nie dla każdego tylko dla rodziców, którzy pobierają świadczenie 500 plus. I w sumie miało być na wakacje, a zaczęli wypłacać od sierpnia. Ale przecież i tak do samego końca nie było żadnych szczegółów projektu, więc przynajmniej nikt nie napompował oczekiwań.
Wygląda to mniej więcej tak, jakby decyzje zapadały w studiu LOTTO. Na każdej żółtej piłeczce jakiś pomysł, a później tu już klasycznie – komora losowania jest pusta, następuje zwolnienie blokady i fruuuuuu, piłeczki podskakują, odbijają się od siebie, aż w końcu wraz z charakterystycznym dźwiękiem blokuje się sześć z nich. I już można organizować konferencję prasową, bo nowe obostrzenia zostały wybrane. A Wy spróbujcie się do nich dostosować.
I za każdym razem, kiedy uważam, że nie można już bardziej namieszać, rząd wjeżdża cały na biało i beng! Mamy nowe obostrzenia.
Obostrzenia? To mniejszy problem niż sposób ich wprowadzania
Często problem nie leży już nawet w samych obostrzeniach, a formie ich ogłaszania. Albo dowiadujemy się w ostatniej chwili albo są tak nieprecyzyjne, że choćbyśmy chcieli pomóc wam i sobie odpowiedzieć na setki pojawiających się pytań, to… nie da się. Weźmy na przykład obostrzenia ogłoszone zaledwie dwa dni temu. Rząd zdecydował o przywróceniu od 28 grudnia 10-dniowej kwarantanny, ale tylko dla „powracających z zagranicy transportem zbiorowym”. Ale co to znaczy transport zbiorowy? Czy prom jest jednym z nich? Nasi czytelnicy zgłaszają, że nawet po dzwonieniu na rządową infolinię, nikt nie jest w stanie udzielić odpowiedzi. Czy loty czarterowe będą wyjątkiem? Biura podróży mówią, że to możliwe. Rząd? Nic nie mówi.
A przypomnijmy sobie chociażby rozporządzenia dotyczące zakazów lotów. Tak, te same, których aktualizacje rząd publikował zaledwie 2-3 godziny przed wygaśnięciem poprzednich, czyli najczęściej w okolicach godziny 21-22. To znaczy, że ludzie, którzy mieli kupione bilety np. na lot do Wielkiej Brytanii na 6 rano, zaledwie kilka godzin wcześniej dowiadywali się, że lot nie może się odbyć. Co prawda wcześniej publikowano projekty rozporządzeń, ale ostatecznie i tak pokrywały się one z rzeczywistością tylko częściowo. I nigdy nie było wiadomo, która to będzie część.
Powiedzieć, że rząd robi sobie z Polaków – w tym podróżników – po prostu jaja, to nic nie powiedzieć. Wszystko wprowadzane jest według czyjegoś widzimisię, w chaotyczny sposób i bez żadnej zapowiedzi. Trudno się w tym wszystkim połapać, a jeszcze trudniej dziwić się, gdy ludzie zadają kluczowe pytanie: „co jeszcze wymyślą?”. I niestety obawiam się, że jeszcze dużo przed nami. A co możemy? No cóż, obecnie tylko się z tym pogodzić. Albo kombinować. Wybór zostawiam wam.
źródło: fly4free.pl