AktualnościNowości

Rajskie azjatyckie miejsca otwierają się, ale turyści nie chcą tam wracać! Z czego to wynika?

Piękna wyspa Bali nie jest jedynym miejscem, które teoretycznie zniosło zakaz wstępu dla zagranicznych turystów i mimo to nie zanotowało praktycznie żadnego zainteresowania ze strony turystów. Podobne problemy mają inne kraje Azji Południowo-Wschodniej, którymi turyści na razie… absolutnie przestali się interesować – czytamy w „New York Timesie”.



Powód to oczywiście koronawirusowe restrykcje, bo choć Bali zniosło obostrzenia (w tym dla Polaków) to wciąż na chętnych zainteresowanych wyjazdem czeka mnóstwo warunków do spełnienia: obowiązek zaszczepienia, negatywny wynik testu PCR przed wyjazdem, kolejny test po przylocie, obowiązkowa kwaranntanna (teraz jeszcze wydłużona przez władze Indonezji do 10 dni), uzyskanie wizy, wykupienie ubezpieczenia, wcześniejsze zrobienie rezerwacji w hotelu. Dużo tych warunków, w efekcie nie dziwi, że z powodu braku popytu na lotnisku w Denpasar nie ma żadnych międzynarodowych lotów.

– Obecnie sytuacja wygląda tak, że na Bali mogą dotrzeć tylko  najbardziej zdeterminowani podróżni, którzy są gotowi przejść przez ten niezwykle skomplikowany proces. I na pewno znajdą się zdeterminowani turyści, którzy tego dokonają. Ale na pewno Bali będzie musiało jeszcze długo zaczekać, zanim ruch turystyczny wróci choć w ułamku do poziomu sprzed pandemii – mówi w rozmowie z „NYT” Stuart McDonald z firmy Travelfish.org.

To bardzo bolesne słowa, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że przed pandemią niemal połowa PKB Bali oparta była na turystyce, a w 2019 roku tę piękną wyspę odwiedziło ponad 6 mln zagranicznych podróżnych.

Problemy mają też inne kraje. Malezja planuje pełne otwarcie granic od 1 stycznia (oczywiście, te plany może jeszcze zmienić nowy wariant koronawirusa), ale już od 15 listopada otworzyła na zagranicznych turystów wyspę Langkawi. Efekt? Przybyło tu zaledwie kilkuset podróżnych. W „New York Timesie” czytamy, że miejscowa branża turystyczna była niezwykle rozczarowana tymi liczbami – liczono bowiem na co najmniej kilkanaście tysięcy podróżnych.

Powodów do radości nie ma też Tajlandia, którą po otwarciu granic odwiedziło co prawda ponad 100 tysięcy zagranicznych turystów (Tajlandia wpuszcza tylko w pełni zaszczepionych podróżnych), ale to i tak kropla w morzu potrzeb tutejszej branży turystycznej. W sumie od początku roku Tajlandię odwiedziło 270 tysięcy obcokrajowców, podczas gdy w 2019 roku było to aż 40 mln podróżnych! Może się zresztą okazać, że nawet ta „sielanka” nie potrwa długo, bo po otwarciu granic Tajlandia znów notuje większą liczbę zakażeń i już zaczyna przebąkiwać o powrocie obowiązkowej kwarantanny.

Podobne problemy ma też częściowo otwarty Wietnam, gdzie co prawda turyści zaczynają powoli wracać, ale o odbudowie choć części ruchu sprzed pandemii nie ma na razie mowy. Dla porównania: w listopadzie 2019 roku kraj ten odwiedziło 1,8 mln zagranicznych podróżnych. Dodatkowym problemem jest to, że od czasu częśiciowego otwarcia granic w kraju pojawił się już omikron, a liczba nowych zakażeń osiągnęła rekordowe poziomy.

Foto: Shutterstock

Dlaczego turyści nie wracają?

O jednym powodzie, czyli skomplikowanych procedurach wjazdowych, już pisaliśmy. Ale są też inne. Jedna jest bardzo prozaiczna: nie ma… bezpośrednich lotów międzynarodowych. Dobrym przykładem jest Kambodża, która także otworzyła się naw pełni zaszczepionych turystów w listopadzie, ale każdy, kto chce odwiedzić ten kraj, musi się przesiadać w dużym azjatyckim hubie, np. w Malezji. I choć normalnie nie stanowiłoby to problemu, obecnie oznacza to także dodatkowe koszty, a więc m.in. konieczność wykonywania większej liczby testów na COVID.

– Te procedury są po prostu zbyt skomplikowane. Poza tym ryzykujesz pozytywnym wynikiem testu i tym, że ugrzęźniesz na kwarantannie. Kto chce, aby jego wakacje tak wyglądały? – mówi McDonald.

Ogromnym problemem jest też brak turystów z Chin, które mają wciąż bardzo restrykcyjne przepisy wjazdowe i wyjazdowe dla swoich mieszkańców. Wśród nich m.in. obowiązkową 14-dniową kwarantannę dla wszystkich, którzy przybywają do tego kraju. Tymczasem to Chińczycy i ich apetyt na podróżowanie w ostatnich latach bardzo mocno pobudzały ruch turystyczny w krajach Azji Południowo-Wschodniej.

Turystyczne miejsca próbują się ratować w różny sposób. Bali na przykład stawia na turystykę krajową. Jak informuje Dayu Indah, szefowa marketingu balijskiej organizacji turystycznej, tylko w zeszły weekend na Bali przybyło ok. 12 tysięcy obywateli Indonezji.

W „New York Timesie” czytamy, że Bali długo przygotowywało się do przyjęcia turystów – 90 procent populacji wyspy jest w pełni zaszczepione przeciw koronawirusowi, a ponad 2 tysiące miejsc noclegowych, knajp i restauracji przeszło drobiazgowe kontrole sanitarne i uzyskało zgodę na działanie w czasie pandemii.

– Jeśli mówimy o pełnym otwarciu granic, cała władza jest obecnie w rękach rządu centralnego i to nie jest łatwy wybór. Trudno powiedzieć, kiedy to się stanie – na pewno rząd musi wziąć pod uwagę wiele czynników – mówi Indah.  

źródło: fly4free.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *