AktualnościNowości

Polskie biuro podróży idzie w ślady tanich linii. Będzie bardzo tanio, ale za wszelkie „luksusy” trzeba dopłacić

Wakacyjny wyjazd bez transferu z lotniska czy hotele bez polskich rezydentów – tak biuro TUI Polska chce zachęcić podróżnych do kupowania wycieczek. Operator mówi o dużych oszczędnościach i dodaje, że w ten sposób klienci będą mogli mocno zaoszczędzić na wakacyjnych wyjazdach. Ale czy na pewno? I czy aby właśnie o to chodzi w wyjazdach z biurami podróży?

Z piątkowego tekstu „Pulsu Biznesu” wynika, że kupno wczasów będzie coraz mocniej przypominać rezerwację biletu w taniej linii lotniczej  – bazowa cena wyjazdu ma być bardzo niska, ale jest to jednocześnie maksymalnie podstawowa oferta, w której za wszelkie dodatki trzeba dopłacać. Przy czym dodatkiem jest tu właściwie wszystko: zaczynając od wyboru miejsca w samolocie, bagażu większego niż podręczny, ale też… transferu z lotniska do hotelu czy opieki polskiego rezydenta.

– Transferu nie ma w pakiecie, ale dajemy trzy opcje. Za klasyczny transfer z autokarem trzeba dopłacić 50 zł. Można też wybrać transfer prywatny – bus tylko dla rodziny
– mówi w rozmowie z „PB” Marcin Dymnicki, prezes TUI Poland. I dodaje, że powodem jest m.in. pandemia koronawirusa, w związku z którą wielu wczasowiczów woli pojechać do hotelu taksówką lub wypożyczyć auto. Jak dodaje, na rezygnację z dojazdu na miejsce autokarem zdecydowało się latem ok. 15 procent klientów biura.

Kolejne oszczędności TUI to brak polskich rezydentów – ten eksperyment prowadzony był od roku i wygląda na to, że się sprawdził.

– W sezonie letnim nie mieliśmy już nigdzie rezydentów. Oferujemy za to 24 godziny na dobę obsługę przez aplikację i telefon, w tym także SMS, mamy dedykowane call center. Oszczędzamy dzięki temu ładne parę milionów złotych rocznie, a to się przekłada na jeszcze lepsze ceny – mówi Dymnicki.

Nie można zresztą wykluczyć, że wkrótce tego typu wyjazdy będą jeszcze bardziej szyte na miarę – od ceny wyjazdy odejmowane będą kolejne usługi, za które trzeba będzie dodatkowo dopłacać.

Konkurenci TUI patrzą na te zabiegi dość sceptycznie. Cytowany w tekście „PB” wiceprezes Itaki Piotr Henicz wskazuje na to, że teza o niższych cenach uzyskiwanych w ten sposób jest mocno naciągana. I że to raczej przykrywka do stosowania cen poniżej kosztów w celu zwiększania udziałów w rynku. Nie są to zresztą nowe zarzuty, bo polskie biura podróży już od dawna zarzucają TUI dumping cenowy i nieuczciwą konkurencję. Wskazując jednocześnie na to, że niemieckie biuro stara się „kupić” klienta poniżej kosztów i jednocześnie wykosić konkurencję

Widać to nawet po aktualnych cenach wyjazdów na przyszłoroczne wakacje. Z danych instytutu badawczego Traveldata.pl, który porównał ceny wycieczek na sierpień 2022 roku na ponad 30 kierunkach wynika, że zdecydowanie najtańszy na rynku jest obecnie właśnie TUI (55 ofert), na kolejnych miejscach znajdują się zaś Rainbow (27 ofert) i Itaka (21 ofert).

„W porównaniu z okresem sprzed roku TUI Poland utrzymało swoją pozycję w Egipcie, Grecji, Tunezji, Bułgarii i na Wyspach Kanaryjskich, biuro Rainbow wzmocniło ją w Grecji i Turcji, natomiast biuro Itaka wzmocniło pozycję w Turcji i na Wyspach Kanaryjskich”
– czytamy w raporcie.

Wróćmy jednak do szczegółów oferty TUI i spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy tego typu szyta na miarę oferta się sprawdzi? Odpowiedź nie jest oczywista.

all inclusive
Foto: Shutterstock

Teoretycznie mogłoby się wydawać, że dla touroperatorów nie ma lepszego sposobu na obniżenie cen niż rozbicie swojej oferty na czynniki pierwsze. Jednak patrząc na doświadczenia linii lotniczych trzeba stwierdzić, że nie jest to łatwe. Ba, często może wręcz prowadzić do…ukrytych podwyżek cen. Tak było choćby w USA, gdzie kilka lat temu wszyscy wiodący przewoźnicy oszaleli na punkcie taryf typu basic economy, w których pasażerowi sprzedawano właściwie tylko (losowo wybrane) miejsce w samolocie. Za wszystko inne pasażer łaknący taniego biletu musiał dopłacić. Początkowo oferta ta była sukcesem (także dlatego, że linie wymyślały kolejne sposoby, by utrudniać życie pasażerom z biletami typu basic), szybko jednak okazało się, że jej główny cel, czyli obniżenie cen biletów, był tylko zasłoną dymną. Efekt? Bilety gołej taryfy ekonomicznej szybko zaczęły kosztować tyle samo, co w zwykłej taryfie economy przed wprowadzeniem zmian.

Z drugiej strony można się też zastanawiać, jak na zbyt duże rozbieranie oferty na czynniki pierwsze zareagują sami klienci biur podróży. Z pewnością znajdzie się bowiem grupa najbardziej wrażliwych cenowo turystów, którzy szukają jak najniższej ceny i są w stanie znieść wszelkie niewygody, byle tylko ich wyjazd był o kilka złotych tańszy. Ale gdyby tak było… czy tanie linie lotnicze nie byłyby najlepszymi biurami podróży pod słońcem? Ostatecznie ich koszty są zdecydowanie najniższe no i… mają już za sobą taki eksperyment. Eksperyment średnio udany, bo po dość krotnej bytności upadły zarówno projekty biura podróży Wizz Aira (Wizz Tours) jak i Ryanaira (Ryanair Holidays).
Jedną z przyczyn klęski tych projektów miała być właśnie taka szyta na miarę oferta, a konkretnie… polityka bagażowa tanich linii. Oznacza to, że dla pasażerów było nie do zaakceptowania, że wykupując wczasy, muszą dodatkowo dopłacić od 25 do 50 EUR za bagaż rejestrowany. I to nawet mimo tego, że cenowo oferta Ryanaira była bezkonkurencyjna w stosunku do tradycyjnych biur podróży.

Wiele wskazuje bowiem na to, że klient biura podróży jest dużo bardziej „wygodny” od turysty podróżującego na własną rękę i wymaga, że większość rzeczy biuro zrobi za niego. Czy tak jest w istocie? Czas pokaże.

źródło: fly4free.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *