Polacy ruszają na urlopy i nie będą oszczędzać. Za to naszych sąsiadów szokują ceny w Polsce!
Znoszenie pandemicznych obostrzeń sprawia, że zaczynamy mocniej podróżować, choć na razie głównie po kraju. Z raportu IMAS Polska „Turystyka i wypoczynek w pandemii” wynika, że ponad 1/3 Polaków planuje wyjazd podczas najbliższego długiego czerwcowego weekendu. Nie zamierzamy też oszczędzać, także dlatego, że nie jest wcale tanio, na co kilka dni temu zwróciły uwagę czeskie media, pisząc o drożyźnie nad Bałtykiem.
Z danych IMAS Polska, które przytacza „Dziennik Gazeta Prawna” wynika, że po w dużej mierze straconym weekendzie majowym branża turystyczna w naszym kraju liczy na solidne rozpoczęcie sezonu w czerwcowy długi weekend. Z raportu wynika, że wyjazd na wypoczynek w tym czasie deklaruje co trzeci Polak, z czego aż 96 procent planuje spędzić go w kraju. Z badania wynika też, że nie będziemy szczególnie oszczędzać – prawie połowa turystów deklaruje, że wyda na wyjazd w tym okresie od 300 do 500 PLN na osobę, co piąty ankietowany przyjmuje budżet w wysokości od 500 do 1000 PLN, a 8 procent badanych planuje wydać powyżej tej kwoty.
To pozytywne informacje dla branży, choć z drugiej strony nie dla wszystkich. „DGP” podkreśla bowiem, że zaledwie co trzeci badany planuje nocleg w hotelu lub agroturystyce. Na większe odbicie muszą też poczekać biura podróży, co zapewne będzie miało miejsce w połowie czerwca. Na co więc wydamy te pieniądze? Przede wszystkim trafią one do branży gastronomicznej.
Czeska Agencja Prasowa (a za nią inne media) pisze dziś o wysokich cenach w restauracjach nad polskim morzem. Za dorsza z hranolkami trzeba zapłacić w Kołobrzegu 76 złotych. „Ludzie narzekający na wysokie ceny nie wiedzą, jak działa restauracja” – odpowiada jeden z restauratorów. pic.twitter.com/BZkWOFODPd— Wojtek Stobba (@w_stobba) May 20, 2021
Nasi sąsiedzi zszokowani cenami w Polsce
Nie jest wykluczone, że większa rozrzutność turystów z Polski może być spowodowana rosnącymi cenami w turystycznych miejscach, które w ostatnim czasie zainteresowały naszych południowych sąsiadów. Kilka dni temu czeska agencja informacyjna CTK (a za nią inne czeskie media) opublikowały dość głośny tekst na temat słynnych „paragonów grozy”, czyli mocno zawyżonych cen nad Bałtykiem. Z naszej perspektywy temat jest stary jak świat – każdego roku w mediach społecznościowych pojawiają się zdjęcia paragonów z nadmorskich knajpek, w których oburzeni klienci pokazują, jak horrendalne stawki muszą zapłacić za zwykły obiad. Z drugiej strony doskonale wiemy, że skala cen w lokalach nad Bałtykiem bardzo się od siebie różni.
W czeskich mediach pojawiła się więc m.in. informacja o jednym z klientów restauracji w Kołobrzegu, który za dorsza, frytki i zestaw surówek zapłacił 76 PLN (w tym 61 PLN za porcję ryby, która miała kosztować 140 PLN za kilogram). A takich przykładów jest więcej.
Sami restauratorzy odpierają zarzuty i twierdzą, że posiłki nie są tanie, bo rosną też koszty związane z ich przygotowaniem.
– Ludzie, którzy narzekają na wysokie ceny, nie mają pojęcia o tym, jak działają restauracje. Ja muszę nie tylko kupić produkty, ale również opłacić lokal, ZUS, dać pracownikom pensje i jeszcze utrzymać swoją rodzinę. Nie możemy serwować posiłków za zwrot kosztów – mówi właściciel jednej z nadmorskich resturacji.
źródło: tanie-loty.com.pl