AktualnościNowości

Polacy mają dość! Lockdown staje się fikcją z dnia na dzień

Pierwsze restauracje otwierają się nie bacząc na przepisy, znalezienie noclegu to tylko kwestia kilku telefonów i odrobiny cierpliwości, stoki zamieniły się w górki saneczkowe, a pomysłów na to jak obejść obostrzenia jest więcej niż absurdów w tym koronawirusowym czasie. To wszystko sprawia, że polska „kwarantanna narodowa” wydaje się być niczym więcej niż farsą. I trudno się ludziom dziwić.

Choć trudno zdecydować, kto właściwie zaczął, bo podobne działania pojawiały się w różnych branżach i w różnych częściach niezależnie od siebie, to przynajmniej wiadomo, od czego się zaczęło. Często absurdalne, najczęściej przedłużające się obostrzenia dotyczące poszczególnych branż, zestawione z ich ignorowaniem przez polityków i brakiem logiki w wielu z tych działań – to właśnie taka mieszanka sprawiła, że Polacy coraz częściej i chętniej mówią dość i zapewniają, że taki lockdown to oni mają… w nosie.

Górale ruszają z bojkotem, a cała Polska mówi #OtwieraMY

Niby przyzwyczailiśmy się już do absurdów – jak niemal kultowy zakaz lotów do Andory, która nie ma lotniska, zamykanie i otwieranie sklepów bez ładu i składu, godziny dla seniorów, które na krótko pojawiły się także na lotniskach, bo nikt nie doprecyzował przepisów, publikowanie nowych rozporządzeń zaledwie kilka godzin przed wygaśnięciem poprzednich, noszenie maseczek nawet jeśli jesteście w szczerym polu. Wymieniać można by długo.

A jednak, gdy kolejny raz okazało się, że te wszystkie przepisy wdrażane bez żadnego konkretnego pomyślunku, znów zostają przedłużone – przynajmniej do 31 stycznia, a według wstępnych przecieków nawet i do marca, wielu ludzi powiedziało „dość!”. I trudno im się dziwić.

Już od niedzieli mają zacząć otwierać się biznesy na południu Polski. Góralskie veto jak nazwano akcję przedsiębiorców z Zakopanego ma rozpocząć się już w niedzielę, 17 stycznia. Do pracy wróci kilkaset podmiotów. Górale są przekonani, że z czasem ich inicjatywa stanie się ogólnopolska. Zresztą już teraz pojawiła się odpowiedź z nad morza, czyli Bałtyckie Veto. Nadmorscy przedsiębiorcy również pójdą tropem zimowej stolicy Polski.

Wiadomo, że 18 stycznia na pewno ruszą firmy w Karpaczu, Świeradowie i Szklarskiej Porębie. Pensjonaty, stoki, restauracje będą działać przy zachowaniu pełnego reżimu sanitarnego i obiecują stosować się do wytycznych sanepidu. Ale rządowi mówią wprost – albo zamknijcie nas zgodnie z prawem albo dajcie nam spokój.

Kilka dni temu swoje podwoje otworzyły pierwsze restauracje w Krakowie, Katowicach czy Warszawie, ale i mniejszych miejscowościach Radomiu, Rybniku czy Legionowie  – i tak ruszyła kolejna lawina, tym razem ukryta pod hasztagiem #OtwieraMY, który ułatwia dotarcie do otwartych już miejsc. Powstała już nawet specjalna mapa „wolnego biznesu”.

Co istotne wszyscy przedsiębiorcy podkreślają, że ich działania są podparte konsultacjami prawnymi i są gotowi – w razie potrzeby – walczyć o swoje prawa. Dzięki zrzeszeniu się i solidarności, będzie im zdecydowanie łatwiej, bo współpracują z kancelariami.

Kto wykombinuje lepiej niż Polak? Sfrustrowany Polak

Umówmy się, kombinowanie i omijanie obostrzeń też nie jest nowością. W restauracjach gościli testerzy smaku i uczestnicy kursów savoir-vivre, w hotelach wynajmowano pokoje jako schowki na narty czy zatrudniano turystów do odśnieżania parkingu gwarantując zakwaterowanie przed i po pracy. Na wakacje lataliśmy przez Berlin czy inne otwarte kraje i dosłownie wirowaliśmy dookoła obostrzeń, byle tylko ich uniknąć.

Oczywiście z jednej strony można mówić, że to po prostu natura Polaka – zawsze kombinować. Ale ja to widzę inaczej. Przedsiębiorcy i po prostu zwykli Polacy od wielu miesięcy starają się przestrzegać przepisów – rezygnowali z wielu przyjemności, ze spotkań (nawet świątecznych) z bliskimi, a najczęściej także niestety z zarobku – byle tylko jak najszybciej skończyły się wszystkie blokady. Bo przecież ktoś mówił: „zepnijmy się teraz i dzięki temu szybciej wrócimy do normalności”. Ale gdy widzą, że oni siedzą w domu, a były już minister zdrowia wygrzewa się na wakacjach, gdy oni muszą pogodzić się z zamknięciem stoków, a synowie byłej wicepremier szusują na nartach w najlepsze, gdy nie można zjeść ani nocować poza domem, mimo że wcześniej wszystkie hotele i restauracje miały wdrożyć reżim sanitarny i dostosować do niego swoje wnętrza, a w sklepach spożywczych codziennie przewalają się dzikie tłumy – to faktycznie w człowieku może narastać frustracja.

W efekcie z dnia na dzień pojawia się coraz więcej ogólnodostępnych informacji od prawników, jak wybrnąć z tej patowej sytuacji. Kolejne sądy (m.in. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie czy Opolu) orzekają w sprawach dotyczących zamknięcia firm – na korzyść przedsiębiorców i uchylają kary nakładane przez sanepid tłumacząc, że obostrzenia w takiej formie nie są zgodne z konstytucją.

Ferie – choć według rządu w pewnym sensie zostały odwołane – trwają w najlepsze. „Nieczynne” stoki narciarskie i wszystkie okoliczne górki są dosłownie oblężone przez rodziny z dziećmi na sankach i jabłuszkach, załatwienie noclegu to kwestia cierpliwości i dosłownie kilku telefonów po pensjonatach, a jakiekolwiek otwarte atrakcje (jak chociażby Ogród Świateł w Krakowie) przyciągają dzikie tłumy. Nie brakuje też chętnych do skorzystania z biznesów, które już się otworzyły lub otworzą lada moment, a tysiące ludzi deklaruje pełne wsparcie dla zbuntowanych.

Widać wyraźnie, że w ludziach po prostu coś pękło. Czy to dobrze? Tę ocenę zostawiam już wam, bo mi  oficjalnie nie wypada stanąć po żadnej ze stron. Dajcie znać, czy zamierzacie przyłączyć się do bojkotu obostrzeń i chętnie skorzystacie z otwartych hoteli, restauracji, stoków czy atrakcji turystycznych czy wręcz przeciwnie – zamierzacie to wszystko spokojnie przeczekać w domu? A, no i w razie czego, zjedzcie i zjedźcie też w moim imieniu.

źródło: fly4free.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *