Pasjonująca historia Polaka, który podróżuje dookoła świata. Znalazł genialny sposób, by nie płacić za noclegi
Dwa lata temu byłem zmęczony ciężką pracą w korporacjach. Zbierałem pieniądze na wymarzony urlop i coś we mnie pękło. Ile bym nie pracował i ile bym nie zarabiał to i tak pieniądze rozchodziły się gdzieś: na rachunki, dojazdy czy podatki.
Starczało ledwo na wypad za miasto. Kiedy zapytałem szefa o urlop i usłyszałem, że w tym terminie nie mogę nigdzie pojechać, miarka się przebrała. Na 365 dni w roku przysługuje nam jakieś 25 dni urlopu. 365 do 25 wygląda słabo, a jeszcze słabiej wygląda fakt, że to nie my decydujemy kiedy. Rzuciłem „dobrze płatną pracę”, złapałem za deskorolkę i aparat i poszedłem łapać swój pierwszy w życiu autostop. Moją pasją zawsze było fotografowanie i jazda na deskorolce, a że marzyłem o podróżowaniu, po prostu zacząłem to robić.
Przez kilka miesięcy zwiedzania Europy za grosze – śpiąc pod namiotem gdzie popadnie i jeżdżąc stopem – pieniądze wydawałem tylko na jedzenie. Starczyło na kilka miesięcy. Całą podróż dokumentowałem od początku do końca i po powrocie do Polski chciałem się podzielić swoją historią: żeby zmotywować innych do spełniania swoich marzeń.
Niestety ostatniego dnia w Barcelonie zostałem okradziony. Straciłem aparat, kamerę i wszystko co uwieczniłem przez całą podróż. Obudziłem się mając tylko i wyłącznie deskorolkę, telefon i 20 euro w kieszeni. Wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa podróż, na deskorolce przez Europę. Jechałem na desce z wyciągniętym kciukiem i co jakiś czas łapałem stopa. Przejechałem 2000 km w 6 dni, nocując na stacjach benzynowych i McDonalds’ach, gdzie zawsze jest woda zdatna do picia, a 20 euro wystarczyło na chleb i dżem na całą drogę.
Ostatni autostop jaki złapałem pod Berlinem to był Volkswagen „ogórek” pomalowany w kwiaty, a w środku grupa Niemców jadących do Polski na festiwal Woodstock. Pozostało mi się zabrać z nimi, bo przecież i tak nie miałem już nic do stracenia. Po trzech dniach festiwalu odzyskałem wiarę w ludzi i naładowany pozytywną energią wróciłem do Koluszek. Po wyrobieniu nowych dokumentów poleciałem do Anglii, żeby jak najszybciej zarobić na utracony sprzęt. Wtedy narodził się projekt „Podróż Za Milion Zdjęć”.
Chcę objechać świat na deskorolce, zrobić milion zdjęć i każde z nich sprzedać za dolara. Pomysł w teorii wydaje się prosty, a przecież ja te zdjęcia i tak będę robił. Jeśli komuś się podobają i chce je wykorzystać, wystarczy mi symboliczny dolar. W zamian przygotuję pocztówkę z dedykacją z wyprawy i wyślę na maila. Z takim planem zamknąłem się w pracy na kilka miesięcy, skrupulatnie planując, wyszukując ekstremalnie tanie bilety lotnicze i odkładając zarobione funty.
Wtedy zrobiłem zdjęcie świątyni Ankor Wat z napisem Koluszki, żeby wysłać pozdrowienia dla wszystkich bliskich z rodzimego miasta. Jakże miłą niespodzianką była wiadomość od urzędu miasta, że przygotowują dla mnie paczkę z polskimi, regionalnymi specjałami. Wysłali mi ją do następnego miejsca na liście, czyli do Kuala Lumpur w Malezji.
Na początku prace polegały głównie na „przynieś, podaj, posprzątaj” w zamian za nocleg i wyżywienie, a z czasem coraz częściej zdarzało mi się za swój nocleg zapłacić zdjęciami, np. robiąc nowe portfolio obiektu na portale typu Booking czy Hostelworld. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, żeby udokumentować miesiąc życia bez użycia pieniędzy i pokazać innym, co zrobić, żeby nigdy nie wracać z upragnionego urlopu.
Ostatnimi czasy zaczął mi wysiadać sprzęt, więc publikuję coraz mniej zdjęć i artykułów i tu ponownie z pomocą nadeszło wsparcie z Koluszek. Biuro promocji miasta zebrało pieniądze na niezbędny dysk twardy, żebym mógł dalej dokumentować podróż na deskorolce dookoła świata. Z niecierpliwością czekam na nadesłane polskie produkty, którymi podzielę się z lokalnymi mieszkańcami, aby dokonać kolejnej wymiany kulturowej. Wszystkie przygody i zdjęcia możecie zobaczyć na Facebooku, a także zamówić swoją pocztówkę z wyprawy dookoła świata.
A ten film ma na celu zmotywować ludzi do ciężkiej pracy i odkładania pieniędzy, aby później móc się cieszyć dłuuugim urlopem.