Norwegian uciekł spod topora! Bankructwa nie ma, ale linia zmieniła się nie do poznania
Ta historia przypomina trochę scenariusz filmu, bo w pewnym momencie wydawało się, że los Norwegiana jest już dawno przesądzony. A jednak linia wydźwignęła się z kłopotów i w środę wyszła z procedury ochrony przed wierzycielami. Przewoźnik zmienił się jednak przy tym w sposób drastyczny.
Gdyby próbować wskazać europejską linię, która z powodu pandemii będzie najbliższa bankructwa, wielu ekspertów wskazałoby z pewnością na Norwegiana. Słynny low-cost, który zrewolucjonizował tanie podróżowanie między Europą i USA wpadł w finansowe tarapaty na długo przed tym, gdy pojawił się koronawirus, a pandemia miała tylko przypieczętować los tej linii. Już pod koniec 2019 roku linia zawiesiła wszystkie dalekie trasy, w tym połączenia do USA i zaczęła ostre cięcia. Początkowo niewiele one dawały: pod koniec 2020 roku przewoźnik ogłosił, że bez pozyskania dodatkowego kapitału linię czeka niechybny upadek. To było tuż po tym, gdy nie wypaliły plany… nacjonalizacji przewoźnika. W grudniu Norwegian został objęty procedurą ochrony przed wierzycielami w Irlandii oraz Norwegii, a w środę… proces ten został zakończony.
– Linia Norwegian została uratowana – cieszy się Jacob Schramm, prezes przewoźnika.
Przewoźnikowi udało się spłacić większość swojego zadłużenia (z długów na poziomie 7,8 mld USD linia zeszła do poziomu 2,3 mld USD) i zebrać świeży kapitał, wynoszący ok. 721 mln USD. Jednak najważniejsze zmiany to restrukturyzacja wewnątrz samej firmy, która nie ma już ambicji bycia globalnym przewoźnikiem, a raczej lokalną linią. Wystarczy spojrzeć na flotę – Norwegian ma obecnie 51 samolotów, podczas gdy przed pandemią było to aż 156 maszyn.
– Naszym głównym celem było zdobycie odpowiednio dużego kapitału, aby mieć pewność, że za rok – niezależnie od tego, jak rozwinie się pandemia koronawirusa – będziemy w dobrej sytuacji – mówi Geir Karlsen, dyrektor finansowy Norwegiana.
Jednocześnie Norwegian podpisał nowe umowy leasingowe dotyczące swojej floty, w myśl których będzie płacił raty w wysokości zależnej od liczby wylatanych godzin. Zmieni się też siatka połączeń przewoźnika – Norwegian skupi się przede wszystkim na połączeniach w Skandynawii, a także trasach z Norwegii do innych europejskich krajach.
Warto dodać, że sytuacja Norwegiana nie jest łatwa. Także dlatego, że również na jego macierzystym rynku pojawili się mocni konkurenci – mowa tu oczywiście o linii Wizz Air, która otworzyła w Norwegii kilkanaście połączeń krajowych. Mimo to Norwegian optymistycznie patrzy w przyszłość.
– Widzimy, że liczba rezerwacji rośnie. To nie będzie tak dobre lato, jakie mieliśmy w 2019 roku, ale widzimy pozytywny trend. Wszystko będzie jednak zależało od tego, w jaki sposób będą się otwierały rządy poszczególnych krajów. Z pewnością popyt jest duży – mówi Schram.
źródło: fly4free.pl