LOT idzie na wojnę z Ryanairem i Wizz Airem! Zwariował? Wyjaśniamy, o co w tym chodzi
Narodowy przewoźnik zmienia strategię i mocno wchodzi do portów regionalnych. To świetne wieści, choć w dalszym ciągu niepokoi to, że nic nie wiemy o kondycji finansowej przewoźnika i ewentualnej kontrolowanej upadłości z powołaniem nowej linii lotniczej, o czym media spekulują od kilku tygodni. O co chodzi w dzisiejszej decyzji i jak wpłynie ona na rynek lotniczy? Oto 6 najważniejszych wniosków na temat dzisiejszego ogłoszenia nowych tras.
LOT zszokował dziś wszystkich, ogłaszając, że od początku lipca uruchomi ponad 100 wakacyjnych połączeń z 10 lotnisk! Czy to dobra decyzja i co ona oznacza? Zapraszamy do lektury naszych wniosków, płynących z dzisiejszego wydarzenia.
1. Powrót LOT do portów regionalnych
To zdecydowanie najważniejsza informacja, bo od czasów Eurolotu narodowy przewoźnik traktował lotniska regionalne po macoszemu, traktując je głównie jako punkty zasilające główny hub przesiadkowy na Lotnisku Chopina. Nieliczne wyjątki (np. subsydiowane przez Izrael loty do tego kraju) tylko potwierdzają tę tezę. Jeszcze przed pandemią koronawirusa LOT próbował nieśmiało przełamać ten stereotyp, tworząc zręby pod drugi hub przesiadkowy w Krakowie i ogłaszając połączenia z Rzeszowa (trasa do Newark czy uruchomione niedawno połączenie do Gdańska), jednak inne lotniska o trasach typu point-to-point mogły zapomnieć. Nie znaczy to, że przez te lata nie próbowały one przekonać LOT do swoich racji, przedstawiając propozycje tras atrakcyjnych komercyjnie i biznesowo. Wręcz przeciwnie. Jednak zazwyczaj prezesi portów w odpowiedzi słyszeli: “Nie będziemy feedować naszej konkurencji”, co zazwyczaj kończyło wszelką dyskusję. Czy nowa siatka wakacyjnych połączeń zmieni długofalową strategię LOT? Musimy pamiętać o tym, że są to połączenia sezonowe, jednak nie ulega wątpliwości, że LOT zdecydował się iść szeroką ławą i lepiej wykorzystać swoją flotę samolotów, która tuż po odmrożeniu ruchu lotniczego i tak stałaby niewykorzystana. Niewykluczone przy tym, że LOT skorzystał tu z doświadczeń swojego niedoszłego nabytku, czyli linii Condor. W jakim sensie? W przeszłości narodowy przewoźnik miał mocne plany zaangażowania się w czartery (w tym celu m.in. zakupił sloty na Lotnisku Chopina po upadłych liniach Small Planet Airlines), jednak w obecnej sytuacji najwyraźniej widzi, że lepiej zaoferować loty według niemieckiego wzoru. Co to oznacza? Rozproszenie działalności i zaoferowanie połączeń w formule zbliżonej do czarter-mix. Czyli zaoferowanie części foteli w wolnej sprzedaży, a części biurom podróży. Czy to możliwe? Rzecznik LOT Krzysztof Moczulski informuje, że przewoźnik nie wyklucza udostępnienia części miejsc touroperatorom.
Podstawowe pytanie brzmi jednak…
2. Czy te połączenia się sprzedadzą?
W normalnych warunkach uruchamianie tak ogromnej liczby połączeń z tak krótkim wyprzedzeniem (na niecałe 2 tygodnie przed startem lotów) zakrawałoby na szaleństwo. I owszem – wciąż jest to szaleństwo, ale też czasy – związane z pandemią koronawirusa – są dość szalone, w których wielu turystów z naszego kraju nie ma jeszcze wakacyjnych planów. Owszem, z badań wynika, że większość z nas chce spędzić tegoroczne wczasy nad Bałtykiem, ale wcale nie jest to takie pewne. Na wariackich papierach biura podróży szykują ofert last minute, wielu z nas przygląda się możliwościom wylotów do ciepłych krajów, jeśli więc pod względem cenowym oferta będzie dobra (a patrząc na informacje o cenach zaczynających się od 99 PLN w jedną stronę, to jak najbardziej dobra oferta), to może się spotkać z dużym zainteresowaniem. Nawet, jeśli bilety będą nieco droższe, oferta do takich kierunków jak Palma de Mallorca czy greckie wyspy, powinna się cieszyć popularnością. Nie da się przy tym ukryć, że LOT…
3. …idzie trochę na wojnę z Ryanairem i Wizz Airem
A właściwie nie tyle idzie na wojnę, co nawet częściowo wchodzi na trasy, gdzie tanie linie latały, ale odpuściły z różnych powodów. Weźmy choćby przykład Rzeszowa: mamy trasę do Burgas, na której latał Ryanair, ale zawiesił ją jesienią 2018 roku. I Zadar, do którego loty narodowy przewoźnik planuje uruchomić aż z 6 polskich lotnisk. Albo Barcelona z Gdańska, którą Ryanair odpuścił, a Wizz Air zaoferuje od lipca w zredukowanej częstotliwości.
Patrząc na siatkę połączeń widzimy, że LOT chce wykorzystać fakt, że Wizz Air i Ryanair mają stosunkowo ubogą siatkę wakacyjnych lotów, zwłaszcza na początku lipca. Stąd w sposób zmasowany linia stawia na kierunki, które Polacy znają i lubią, jak choćby greckie wyspy. Tylko czy LOT jest w stanie wygrać wojnę cenową z low-costami? Odpowiedź na to pytanie jest jednoznacznie negatywna: mówił już o tym Michael O’Leary, według którego linia na starcie będzie sprzedawać bilety za bezcen, byle tylko wypełnić swoje samoloty. No i na koniec sprawa najważniejsza: jak przy tak niskich deklarowanych cenach biletów LOT planuje osiągnąć rentowność i czy w ogóle jest ona możliwa? Jeśli nie jest, LOT przez wakacje tylko pogłębi poziom strat i kiepską kondycję finansową, o której w ostatnim czasie rozpisują się media.
Jednak mimo wszystko ta wakacyjna rywalizacja linii lotniczych to bardzo pozytywna informacja dla branży lotniczej. Głównie dlatego, że pozwala choć częściowo “rozruszać” nasz rynek lotniczy, który… nie oszukujmy się, został odmrożony (i to jeszcze nie do końca) w sposób dość amatorski i chaotyczny. Im więcej połączeń, tym więcej pasażerów przekona się z powrotem do latania i pozbędzie się obaw związanych choćby z kwestiami bezpieczeństwa.
Tyle, że… no właśnie. W tej beczce miodu jest potężna łyżka dziegciu, czyli niepewność związana z kondycją finansową narodowego przewoźnika.
4. Niepewność, czyli kto nas zawiezie na wczasy: LOT, LOT 2.0 czy…
Ostatnie tygodnie z wizerunkowego punktu widzenia nie były najlepsze dla narodowego przewoźnika. Nowa tajemnicza spółka LOT Polish Airlines SA, której sensu istnienia nikt nie potrafił sensownie wytłumaczyć. Potem plotki o kontrolowanej upadłości, które początkowo były przez przedstawicieli rządu zbywane jako “fake news”, by po kilkunastu dniach stać się już (w oficjalnych wypowiedziach!) realnym, ale czarnym scenariuszem. Do tego dochodzi całkowita blokada informacyjna: znów, z wyrywkowych wypowiedzi (polityków, a nie zarządu spółki!) wiemy tyle, że sytuacja finansowa LOT jest “bardzo trudna”, a rząd “zrobi wszystko, aby linię uratować”.
Czy to oznacza pomoc publiczną? Pewnie tak, ale znowu nie mamy tutaj absolutnie żadnych konkretów. Wicepremier Sasin mówi, że “rząd rozważy taki scenariusz”, ale jak pisaliśmy już na naszych łamach, sytuacja jest taka, że większość “narodowych” linii w Europie poszkodowanych przez koronawirusa albo już wynegocjowała warunki pomocy finansowej albo finiszuje negocjacje. Spółka konsekwentnie milczy na ten temat i nagle komunikuje nam, że planuje uruchomić 100 tras z supertanimi biletami. Czy to działanie konsekwentne i wiarygodne, zwłaszcza w kontekście ostatnich zawirowań i informacji? I czy przeciętny Kowalski nie zastanowi się przynajmniej dwa razy, zanim zdecyduje się na zakup biletu mając z tyłu głowy to, co ostatnio mówi się o LOT? Odpowiedź pozostawiam otwartą
W dzisiejszej rozmowie live ekspertów portalu Pasazer.com (bardzo ciekawej swoją drogą, pozdrawiam Panów serdecznie) na temat kondycji LOT szczególnie zapamiętałem zdanie, że “w ciągu kilku tygodni linia może zaprzepaścić całą swoją wiarygodność i dorobek budowany przez długie lata”. Nie ulega wątpliwości, że kryzys związany z pandemią koronawirusa nie został dobrze “rozegrany”. A jest to kryzys wielopoziomowy – musimy bowiem pamiętać o 271 tysiącach pasażerów i klientów linii, którzy domagają się od LOT zwrotu pieniędzy za rejsy odwołane w czasie pandemii. Kwestia wnerwionych klientów to poważny problem, bo nie można oczekiwać, że wrócą z otwartymi ramionami do przewoźnika, który mówi im: “Mamy co prawda Twoje pieniądze, ale nie przejmuj się, kiedyś oddamy. A na razie skorzystaj z naszej nowej oferty”. O tym, jak poważna jest to sprawa, przekonuje fakt, że nawet Ryanair (co do zasady średnio liczący się z zadowoleniem pasażerów) zdał sobie sprawę z tego, jak poważny kryzys wizerunkowy mu grozi i w ostatnich tygodniach zwielokrotnił wysiłki mające na celu oddawanie pieniędzy. To też jest temat, który LOT musi wziąć sobie do serca.
Wróćmy do oferowanej przez LOT wakacyjnej siatki połączeń. Z całą pewnością jest ona bardzo odważna (głównie z uwagi na zakres i liczbę tras) i… dość ryzykowna.
5. Czy Polacy zmienią swoje podróżnicze nawyki?
W przypadku niektórych połączeń LOT sporo ryzykuje. Tak jest choćby z zapowiedzianymi trasami do Chorwacji: Zadaru, Splitu i Dubrownika. W poprzednich sezonach LOT chwalił się, że połączenia do Chorwacji z Warszawy sprzedają się bardzo dobrze, ale nie zapominajmy o tym, że ten kraj jest to specyficzny kierunek, do którego Polacy podróżują głównie własnymi autami. Nie mamy oficjalnych danych, ale wydaje nam się, że to nie przypadek, że Ryanair zdecydował się anulować 3 anonsowane wcześniej trasy z Polski do Zadaru, a więc połączenia z Wrocławia, Gdańska i Krakowa, zostawiając tylko Poznań (z częstotliwością ledwie jednego lotu w tygodniu). Czy LOT uda się zmienić wieloletnie przyzwyczajenia Polaków? Śmiemy wątpić, ale obyśmy się mylili.
6. Przegrani? Z pewnością lotnisko w Łodzi
Jak wyraźnie widzimy, na liście zabrakło miejsca dla niektórych lotnisk. Brak Zielonej Góry i Szyman możemy zrozumieć (zbyt małe porty i w efekcie – małe potencjalne rynki dla LOT), podobnie brak Modlina (bliskość Lotniska Chopina i przyczyny… nazwijmy je, polityczne), to trochę zaskakuje brak Łodzi. Mimo wszystko. Tym bardziej, że jeszcze kilka miesięcy temu władze portu przekonywały ze wszystkich sił narodowego przewoźnika, by utworzył stąd kilka tras, a może nawet zbazował samolot. Z jednej strony oczywiście – wciąż pokutuje argument o tym, że autostrada A2 sprawiła, że łodzianie wolą latać z Lotniska Chopina, ale z drugiej strony – nieodmiennie zaskakujący jest fakt, że tak duże miasto jak Łódź, z tak wielkim potencjałem, ma lotnisko, z którego można polecieć raptem w 3-4 kierunkach.
Weźmy pierwszy przykład z brzegu.
źródło : fly4free.pl