Linie tradycyjne chcą brać przykład z tanich linii. Ryanair i Wizz Air mogą mieć kłopoty
Coraz więcej tradycyjnych przewoźników zamierza starać się o rządowe dotacje na poszczególne trasy. Coś, co od lat jest formalnie nielegalne, jednak powszechnie obchodzone we współpracy lokalnych samorządów z tanimi liniami, teraz może stać się standardem. A jeśli faktycznie tak będzie, niskokosztowi przewoźnicy mogą mieć spore problemy z utrzymaniem cen i rentowności na wielu połączeniach.
Niemal całkowite zawieszenie lotów pasażerskich i zablokowanie branży lotniczej, ograniczenie liczby pasażerów na lotach, które jeszcze się odbywają, wprowadzanie obostrzeń dla klientów, załóg i kosztowne utrzymywanie dobrej formy uziemionych samolotów, zwalnianie załóg lub wysyłanie personelu na bezpłatne urlopy, zwroty pieniędzy za odwołane połączenia – problemów, z jakimi borykają się obecnie przewoźnicy jest tak wiele, że nie sposób wymienić je wszystkie w jednym zdaniu.
W tej sytuacji pojawiają się coraz to nowsze pomysły na utrzymanie linii przy życiu i poprawieniu jej kondycji finansowej. A jeden z nich, który teraz rozważają przewoźnicy, jest podpatrzony właśnie u low-costów, które korzystają z niego od lat.
Linie szukają pieniędzy
Według dokumentów, do których dotarła agencja Reuters, największe linie lotnicze staną w szranki z tanimi liniami i podobnie jak one, będą walczyć o dodatkowe pieniądze.
– Linie lotnicze będą potrzebowały wsparcia, aby utrzymać swoje siatki połączeń, które odgrywają kluczową rolę w napędzaniu światowej gospodarki – można przeczytać w dokumencie Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Lotniczych (IATA). – Wsparcie może być oferowane poprzez rabat na opłaty za lądowanie za lot lub poprzez bezpośrednią subwencję na dostępny pasażerokilometr na miejsce do momentu ustabilizowania się rynków – cytuje Reuters.
I nie ma w tym nic nietypowego, bo rządy poszczególnych krajów często dotują ważne dla nich trasy. W przeszłości robił tak m.in. Izrael czy Jordania. Ta druga całkowicie zwolniła Ryanaira z podatków, a przewoźnicy czarterowi dostawali 60 USD za każdego pasażera.
– Dotacja mogłaby przybrać formę zwiększenia ulg podatkowych, odroczenia opłat, gwarancji pożyczek lub innych form wsparcia rządowego udzielonego liniom lotniczym, sparaliżowanym przez niespotykane prawie całkowite zamknięcie podróży lotniczych w obliczu globalnej pandemii – tłumaczy Reuters.
Sprawa jest o tyle ciekawa, że takie dotacje są głównie domeną niskokosztowych przewoźników (co nie oznacza, że tradycyjnie linie nigdy z nich nie korzystały). Sytuacja związana z koronawirusem pokazuje jednak, że gdy dochodzi do ogromnego kryzysu w branży, wszystkie sentymenty i „honor” odchodzi na bok, a nawet największe linie nie zawahają się przed szukaniem dodatkowych źródeł finansowania.
To jednak nie podoba się wszystkim. Jak się można domyślić, niskokosztowi przewoźnicy nie są zachwyceni tym, że tradycyjne linie mają dostać pomoc rządową.
– Nie wszystkie linie lotnicze popierają tę inicjatywę – można dowiedzieć się z dokumentu IATA. – Zauważają bowiem wysokie ryzyko dyskryminacji, jeśli stosuje się na niektórych rynkach.
Rządy na to pójdą? Już idą!
Jeśli jednak zastanawiacie się, czy rządy będą chętne na ten rodzaj pomocy liniom lotniczym, to możecie odrzucić wątpliwości. Już teraz zaczęły się pierwsze negocjacje, a z czasem będzie ich tylko coraz więcej.
Australia prowadzi rozmowy z liniami lotniczymi Virgin Australia i Qantas, co potwierdził wicepremier kraju – Michael McCormack, by utrzymać liczne połączenia krajowe z Sydney i Melbourne, które w najbliższym czasie nie będą raczej rentowne. Na razie kwoty wsparcia, na jakie mogą liczyć przewoźnicy, nie są znane.
Wiadomo jednak, że Qantas zwrócił się do australijskiego rządu o 1,4 mld AUD dofinansowania. Z nieoficjalnych informacji wynika jednak, że prośba linii nie została przyjęta entuzjastycznie. Z drugiej strony – pomoc publiczna, a dofinansowanie niektórych połączeń to dwie różne sprawy.
Oczywiście Australia to nie jedyny przykład. Już wcześniej okazało się, że Chiny również chciałyby dotować przewoźników, którzy zdecydują się polecieć do Państwa Środka.
Na początku marca chińska Administracja Lotnictwa Cywilnego wydała komunikat, w którym przedstawiła propozycję wznowienia ruchu lotniczego z i do Chin.
– Chiny wypłacą przewoźnikom stałą stawkę za każdy pasażerokilometr obsługiwanej trasy. 0,0025 USD na trasach obsługiwanych przez kilka linii lotniczych i 0,0076 USD na połączeniach, na których dany przewoźnik nie ma konkurencji – pisaliśmy na łamach Fly4free.pl.
Czy podobną drogą pójdą też linie lotnicze z Europy i USA? Jeśli te rozwiązania sprawdzą się w Australii czy w Chinach, to jest to bardzo prawdopodobne. A o tym, kto po nie sięgnie i kto zyska najwięcej, przekonamy się już niedługo. I wcale nie jest powiedziane, że będą do tanie linie.
źródło: fly4free.pl