AktualnościNowości

Efekt koronawirusa: Loty z 1 pasażerem na pokładzie. Dlaczego linie nie odwołują takich lotów?

Coś, co jeszcze kilka tygodni temu było nie do pomyślenia w branży lotniczej, dzisiaj jest dość powszechne. Loty z 1 pasażerem na pokładzie to nowa odmiana lotniczego kryzysu.

 

Nie ma lepszego dowodu na kryzys w branży niż puste samoloty. Nie uziemione, nie zabierające na swój pokład 5,6,7 pasażerów, ale właśnie praktycznie puste – z jednym pasażerem na pokładzie. W jeszcze nieodległej przeszłości takie sytuacje zdarzały się bardzo rzadko, często były też podchwytywane przez media jako zabawna ciekawostka. Hehe, pasażer miał cały samolot tylko dla siebie – takie teksty mogliście spotkać też i u nas. Dziś – jak czytamy w depeszy agencji Reuters – takie loty to… codzienność.

Weźmy statystyki – w depeszy agencji Reuters czytamy, że w zeszły piątek linie American Airlines wykonały 119 regularnych lotów pasażerskich z waszyngtońskiego lotniska Ronalda Reagana – podczas 8 z nich na pokładzie był tylko jeden pasażer. I druga informacja – w piątek amerykańska TSA skontrolowała na amerykańskich lotniskach łącznie 129,763 pasażerów. Dla porównania: tego samego dnia rok temu było to 2,48 mln osób.

Podobnie wygląda sytuacja w innych liniach: 1 kwietnia przewoźnik Air New Zealand wykonał 20 rejsów z jednym pasażerem na pokładzie.

Co ciekawe, niektóre z tych połączeń były realizowane całkiem dużymi samolotami, typu Airbus A320.

Jednocześnie przewoźnik dość drastycznie tnie połączenia krajowe – 4 kwietnia Air New Zealand wykonała tylko 3 powrotne loty krajowe, a więc dokładnie 6 lotów.

Takie same problemy ma Norwegian – na niektórych trasach krajowych przewoźnik także przewoził po… jednej osobie.

No dobrze, ale skoro jest tak źle, to dlaczego linie dalej latają i utrzymują takie połączenia? Odpowiedź jest dość prosta.

Bo muszą

W przypadku Air New Zealand kluczowe jest zapewnienie podstawowej łączności między największymi miastami kraju, a po drugie – wszystkie samoloty latają załadowane po brzegi wszelkiego rodzaju ładunkami cargo. W przypadku Norwegiana norweski rząd… zwyczajnie dopłaca do niektórych tras, które mają operować, choćby nie wiadomo co. Pamiętajmy też przy tym, że władze w Oslo udzieliły niedawno Norwegianowi pomocy publicznej.

Sprawa jest nieco bardziej skomplikowana w przypadku amerykańskich linii lotniczych: przewoźnicy, którzy zgłosili się już do władz o pomoc publiczną, są zobligowani do utrzymania pewnego minimalnego poziomu lotów, niezależnie od poziomu zainteresowania ze strony pasażerów. Przeciwko temu rozwiązaniu protestują m.in. regionalni przewoźnicy, którzy obawiają się, że doprowadzi ich to na skraj bankructwa.

źródło: fly4free.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *