COVID-19 przeorganizuje lotnictwo bardziej niż 11 września. Co się zmieni?
Według najnowszych badaniach, pandemia koronawirusa będzie miała nawet większe i trwalsze skutki niż te, które przyniosły zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 roku. Zmieniły się bowiem nie tylko przepisy, ale także zwyczaje pasażerów. Nie chcemy już lotów przesiadkowych, podróże służbowe odeszły w zapomnienie, coraz więcej jeździmy po kraju, a do latania skłonni są przede wszystkim młodzi pasażerowie – a to tylko początek listy.
W branży lotniczej były tylko dwa naprawdę duże wydarzenia, które znacząco wpłynęły na to, jak dziś wygląda latanie. Były to po pierwsze zamachy na World Trade Center w Nowym Jorku, do których doszło 11 września 2001 roku, a później gigantyczny kryzys finansowy z 2007 roku. Oczywiście – po drodze było też trochę mniejszych – jak chociażby wybuch wulkanu Eyjafjallajökull, ale to właśnie zamachy z 11 września i kryzys finansowy w największej mierze ukształtowały obecny stan rzeczy. I jak się okazuje, oba są niczym przy tym, co zaserwowała nam pandemia koronawirusa. A przynajmniej tak twierdzą eksperci.
I trudno się z tym nie zgodzić – nie tylko branża lotnicza, ale cała turystyka tkwi w największym kryzysie w historii. Tymczasem okazuje się, że wiele elementów, które pandemia przyniosła, może zostać z nami na stałe.
Co się zmieniło i co się jeszcze zmieni?
Według najnowszych przewidywań i trendów, które zgromadziła firma OAG – lider w branży analiz przemysłu lotniczego – jedną z najważniejszych zmian jest nasze podejście do lotów przesiadkowych. Liczne obostrzenia, problemy z odwołanymi lotami i opóźnienia sprawiają, że coraz mniej ludzi jest gotowych na skomplikowane i wieloodcinkowe podróże. Zdecydowanie chętniej wybieramy loty bezpośrednie lub ograniczamy nasze podróże do bliższych krajów.
W efekcie hubowe lotniska dostają mocno w kość, co potwierdzają chociażby niedawne dane z portu w Dubaju. Jak informował niedawno Reuters, jedno z najpopularniejszych lotnisk świata straciło aż 70 proc. pasażerów w ubiegłym roku. A władze portu przyznają, że wcale nie patrzą super optymistycznie w przyszłość.
– Zakładamy, że 2021 to będzie trudny rok. Niewątpliwie. Każdy, kto tak nie myśli, najwyraźniej nie obserwuje tego, co się dzieje – skomentował sprawę Paul Griffiths, dyrektor generalny portu, cytowany przez agencję.
Co ciekawe, z badań OAG wynika też, że linie niemal do końca ubiegłego roku cały czas wierzyły, że sytuacja poprawi się lada moment. A im dłużej w to wierzyły, tym większą frustrację wywoływały u potencjalnych pasażerów.
– Linie dostosowywały swoje rozkłady zaledwie na 2 miesiące w przyszłość, więc np. w kwietniu lipcowy harmonogram lotów wyglądał bez zmian. W sierpniu nie zmieniony był ten listopadowy. Widać więc wyraźnie, że linie cały czas borykały się z dużym prawdopodobieństwem anulowania lotów, które były w rozkładach, co dodatkowo szkodzi relacjom z klientami – czytamy w raporcie OAG.
Kolejnym trendem jest dość oczywista sprawa podróży krajowych – te odradzają się znacznie szybciej niż międzynarodowe i trudno się temu dziwić. Lokalny patriotyzm, trend wspierania lokalnych przedsiębiorców to jedno, ale nie można zapominać, że w wielu miejscach ta nagła miłość do ojczyzny wynika z faktu, że… w innych miejscach musieliby się borykać z obostrzeniami jak chociażby testy czy kwarantanna. Dodatkowo wiele krajów – podobnie jak Polska – nakłada kwarantannę na powracających zza granicy.
Czego jeszcze możemy dowiedzieć się z raportu? Że zdecydowanie szybciej do podróży wrócą osoby młode, gdyż są bardziej skłonne do ewentualnego ryzyka, a podróże związane z odwiedzaniem rodzin będą wracać szybciej niż te służbowe. Wszak pandemia koronawirusa pokazała jak wiele rzeczy można załatwić na spotkaniach online. Po co więc wydawać niemałe pieniądze na wysyłanie pracowników w inne zakątki globu?
OAG zauważa też rzecz, o której już kilka miesięcy temu wspominał chociażby szef Ryanaira. Nie ma wątpliwości, że pandemia znacząco wpłynie na linie lotnicze, a wiele z nich może nie przetrwać kryzysu. Pojawią się jednak te, które uczynią sobie z niego szansę i wykorzystają słabą konkurencję do wzmocnienia pozycji.
– W czasie moich 30 lat pracy w branży lotniczej nigdy nie widziałem tak wielkiego czyszczenia w branży lotniczej. Ta sejsmiczna zmiana wywołana COVID-19 oznacza dla nas szansę na szybkie wzrosty w całej Europie. I to znacznie większe niż podczas wielkiego kryzysu finansowego czy po 11 września – mówił Michael O’Leary w rozmowie z “Financial Timesem”.
Czeka nas więc ciekawa rozgrywka.
Ile poczekamy na odbudowę sytuacji?
Pytanie, na które wszyscy chcieliby poznać odpowiedź brzmi „ile jeszcze potrwa ta sytuacja i kiedy uda się odbudować sytuację sprzed pandemii?”. Tutaj jednak zdania są podzielone. Jak słusznie zauważa OAG, nikt nie wie, czy przemysł lotniczy będzie odzyskiwał możliwości i zaufanie stopniowo czy nastąpi jakiś jeden punky zwrotny, po którym wszystko w ekspresowym tempie wróci do normalności.
Wielu przewoźników i rządzących liczy, że takim punktem stanie się moment, w którym większa część krajów dokończy programy szczepień – o czym zresztą pisaliśmy na łamach Fly4free.pl zaledwie kilka dni temu. OAG również opowiada się po tej stronie, ale podobnie jak my uważa, ze na efekty przyjdzie nam jeszcze poczekać wiele miesięcy i nie stanie się to jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Choć już teraz widać zwiększenie popytu na podróże lotnicze, to jest on niewspółmiernie mały do popytu, z którym mieliśmy do czynienia w 2019 roku. Nie mówiąc już w porównaniu do przepustowości, która nie jest wykorzystywana nawet w połowie. OAG pokazuje to na przykładzie jednej z najważniejszych i najbardziej ruchliwych tras świata – między Londynem a Nowym Jorkiem. Obecnie, przez ograniczenia nałożone przez rząd Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, o dawnych wynikach można pomarzyć.

Warto przypomnieć, że ostatni raz z takim poziomem ruchu pasażerskiego mieliśmy do czynienia… 20 lat temu. W przeciwieństwie do OAG, konkretną datę zażegnania kryzysu przewiduje m.in. IATA. W ich opinii branża lotnicza będzie potrzebować jeszcze ok. 3 lat, by wrócić na normalne tory. Początkowo zakładano bowiem, że ruch w 2020 roku spadnie o 46 proc., później wiadomo było, że spadki osiągną poziom bliżej 55 proc. A poprawa, choć jest zauważalna, idzie zdecydowanie wolniej niż prognozowano.
źródło: fly4free.pl