Prezes znanej linii nie chce “biedaków” w samolotach. Cena biletu? Minimum 400 zł
Więcej nakładów na alternatywne paliwa i napędy, ograniczenie poziomu CO2 i… droższe bilety lotnicze – czy to nie ciekawe, że dla większości prezesów tradycyjnych linii lotniczych najlepszym rozwiązanim w ramach walki o ograniczenie emisji spalin są podwyżki cen biletów? Tym razem w głównej roli wystąpił Thomas Kluhr, prezes szwajcarskiej linii Swiss.
Kwestię wstydu przed lataniem i argumentów o ochronie klimatu prezesi wielu linii lotniczych postanowili rozegrać jako element walki z low-costami. Pamiętamy więc głośny cytat Carstena Spohra z Lufthansy, według którego bilety kosztujące poniżej 10 EUR powinny zostać zakazane, bo tanie linie same dopłacają do tych nierentownych połączeń, ściągają coraz więcej pasażerów, a co za tym idzie… psują środowisko.
Ale Spohra przebił Thomas Kluhr, czyli prezes Swissa, który w rozmowie z dziennikiem Blick odważnie deklaruje, że w przypadku lotów do i ze Szwajcarii ceny lotów nie mogą być “dwucyfrowe”.
– W przypadku Szwajcarii minimalna cena biletu lotniczego nie powinna być niższa niż 100 CHF – mówi Kluhr.
100 CHF to zaś ok. 386 PLN.
Jego zdaniem, to jeden ze sposobów na zmniejszenie emisji CO2, choć równie ważne są prace nad alternatywnymi napędami czy paliwem w samolotach.
– W branży lotniczej powinny istnieć pewne ograniczenia, gdy cena biletu jest zbyt niska. W Szwajcarii sytuacja i tak jest o wiele lepsza niż w innych krajach, bo agresywne linie jak Ryanair czy Wizz Air nie są tu aż tak bardzo aktywne. W Europie to jednak poważny problem – mówi Kluhr.
Oczywiście, cytując słowa Thomasa Kluhra musimy pamiętać o tym, że Szwajcarzy to jeden z najbogatszych narodów w Europie, więc taka kwota wydana na bilet lotniczy w ich kraju i w Polsce to dwie zupełnie odmienne rzeczy. Mimo wszystko jednak taka propozycja nieco dziwi.
źródło: fly4free.pl