LOT da pilotom czekoladki za… bezpieczne lądowanie. Mieli dobre intencje, internet nie ma dla nich litości
LOT zapowiedział, że piloci, którzy w ryzykowanych sytuacjach zdecydują się przerwać lądowanie i w razie konieczności odejdą na drugi krąg, otrzymają drobny upominek w postaci czekoladek. Ten niewielki gest rozbawił wielu internautów związanych z branżą lotniczą, a sieć zalała fala memów z narodowym przewoźnikiem w roli głównej.
Teoretycznie cała sprawa nie powinna budzić wielkich emocji, bo „go around”, czyli odejście na drugi krąg, to dość standardowa procedura w lotnictwie. Taką decyzję podejmuje pilot, gdy uzna, że pochopne podchodzenie do lądowania może zakończyć się niepowodzeniem. Gdy wszelkie warunki dotyczące bezpiecznego lądowania na danym lotnisku nie są spełnione, podejście do lądowania zostaje więc przerwane, a maszyna odchodzi na drugi krąg i gdy warunki są już odpowiednie, podchodzi do lądowania po raz drugi. Skąd więc tyle hałasu?
W weekend do sieci wyciekł film, na którym przedstawiciel linii informuje, że w ramach akcji promowania bezpiecznych postaw w kokpicie, LOT będzie nagradzał pilotów, którzy zdecydują się na odejście na drugi krąg, drobnym upominkiem: czekoladkami.
Internauci okazali się bezlitośni – w sieci szybko pojawiło się mnóstwo memów, które wyśmiewały inicjatywę przewoźnika. Na facebookowych profilach pojawiło się wiele mniej lub bardziej zabawnych przeróbek – co bardziej złośliwi komentowali komentowali, że wypowiedzenia w LOT będą teraz wręczane w formie „Kinder Niespodzianek”, a podwyżki pensji – w czekoladowych monetach euro.


Ale nie zabrakło też poważniejszych komentarzy. Zwracano m.in. uwagę na to, że linia zachęca swoich pilotów do odpowiedzialnej postawy za sterami, tak jakby do tej pory piloci nie zachowywali się w pełni profesjonalnie.
LOT nie widzi w całej sprawie nic zabawnego.
– Akcja ta jest elementem promowania kultury bezpieczeństwa. W ten symboliczny sposób chcemy wskazać, że wykonanie odejście na drugi krąg, mimo związanych z tym kosztów, nie powoduje żadnej presji na załogi lotnicze. Zapewnienie bezpieczeństwa jest celem absolutnie nadrzędnym, zwłaszcza w okresie pandemii, gdy piloci są wznawiani do pracy po przerwie i rośnie liczba wykonywanych operacji – komentuje dla Money.pl Krzysztof Moczulski, rzecznik prasowy LOT.

I oczywiście ma rację, choć sprawa ma też drugie dno. Wskazuje na to m.in. pilot liniowy Dominik Punda w rozmowie z Wirtualną Polską.
– Ludzie, którzy nie znają się na lotnictwie, mogą teraz uważać, że wcześniej lądowania były niebezpieczne, a teraz będą bezpieczne, ponieważ pilot dostanie czekoladki. To coś w stylu: jak nie przejdziesz na czerwonym świetle, to dostaniesz lizaka. Poważna firma występuje do swoich pilotów, którzy są prawdziwymi profesjonalistami, jak do przedszkolaków – mówi Punda.

Kolejny element to fakt, że taka praktyka nie spotkała się z aprobatą części pracowników (zwłaszcza tych zrzeszonych w związkach zawodowych), którzy rozgoryczeni komentują, że to niepotrzebne wydatki w czasach, gdy kondycja firmy jest nienajlepsza. Przypomnijmy, że narodowy przewoźnik otrzymał pomoc publiczną, a z niedawnych słów prezesa LOT Rafała Milczarskiego wynika, że przewoźnik wkrótce może aplikować o kolejną transzę rządowego wsparcia.

źródło: fly4free.pl