Spełniali wymogi, ale na pokład nie weszli. Linie też już nie nadążają za przepisami?
Testy, formularze lokalizacyjne, unijne certyfikaty szczepień, zaświadczenia o ozdrowieniu i wiele, wiele innych papierów może być dziś potrzebne do podróżowania – a wszystkie te dokumenty sprawdzają pracownicy przy stanowisku odprawy danej linii lotniczej. I jak każdy człowiek i każda firma, czasem się mylą. Tylko co wtedy ma zrobić pasażer?
Największym problemem aktualnych podróży wbrew pozorom nie są testy, papierologia ani koszty tych wszystkich dodatków, a chaos, który wywołują zmieniające się przepisy. Oczywiście wszystkie te elementy są uciążliwe i wolelibyśmy, żeby ich nie było, ale o ile łatwiej podróżowałoby się, gdyby te zasady nie zmieniały się kilka razy w miesiącu – czasem zupełnie nieoczekiwanie.
I niestety coraz częściej zdarza się, że za zmianami nie nadążają nie tylko klienci, ale też najważniejszy element całej podróżniczej układanki – linie lotnicze. Przewoźnicy mocno pilnują tego, żeby każdy pasażer zabrany na pokład spełniał wszystkie warunki wjazdu do kraju. W przeciwnym wypadku są bowiem zobowiązani do zabrania go z powrotem, a to naraża przewoźników na koszty. Coraz częściej też kraje wprowadzają kary finansowe dla linii lotniczych za niedopilnowanie pasażerów.
Ale wystarczy jeden źle poinformowany pracownik, jeden źle przesłany komunikat czy niepełna informacja i zaczynają się kłopoty…
Brytyjscy klienci Ryanaira wściekli na droższe testy
W ostatnich dniach pasażerowie Ryanaira, który mieli kupione loty z Wielkiej Brytanii do Włoch, otrzymali maile przypominające o obowiązku wykonania testu PCR przed wylotem. I tu zaczynają się schody, bowiem według oficjalnych przepisów – Włochy akceptują zarówno testy PCR jak i antygenowe. Ba, strona internetowa Ryanaira również podaje informację, że oba testy są akceptowane. Wielu klientów zdecydowało się wykonać więc te tańsze i szybsze wersje badania.
Tyle że gdy stawiają się na loty okazuje się, że nie mogą wejść na pokład, bo Ryanair upierał się, że tylko test PCR jest brany pod uwagę.
– Mój towarzysz, który jest Włochem sprawdzał również stronę konsulatu i wielu Włochów również pisze o odmowie wejścia na lot, pomimo protestów. Tylko jedna osoba opisała sytuację, że dopiero po awanturze wywołanej przez pasażerów na Luton, pracownicy Ryanaira postanowili wpuścić ich na lot – opisuje jeden z pasażerów na popularnym portalu Reddit.
Przyznał, że upewniał się jeszcze w mediach społecznościowych, co do treści e-maila i wtedy dowiedział się, że Ryanair „nie przewiduje żadnych ustępstw od tego”. W efekcie wydał blisko 600 GBP na testy dla dwóch osób. I choć jego historia szybko zyskała popularność, ale jak się okazuje – wcale nie jest jedyny. Na Twitterze Ryanaira można znaleźć więcej podobnych historii i pytań dot. tej konkretnej trasy.
„Dlaczego podajecie nieprawidłowe informacje podróżującym do Włoch?”, „Czy możecie potwierdzić, że ten e-mail jest błędny i będą akceptowane testy antygenowe (zgodnie z włoskimi zasadami)?”, „Czy zwrócicie pieniądze wzystkim, którzy niepotrzebne wydali pieniądze na zarezerwowanie ekspresowych testów PCR?” – to tylko kilka wiadomości, które kierowane są do linii.
Ryanair nie jest odosobniony w błędach
Warto jednak zaznaczyć, że choć najnowsza sprawa dotyczy Ryanaira, to nie on jeden popełnia takie błędy. W ubiegłym roku opisywaliśmy sprawę klientów British Airways, którzy mieli problem z wylotem do Hiszpanii. Wtedy wjechać tam mogli jedynie obywatele i mieszkańcy tego kraju. Tymczasem British Airways upierał się, że wjazd jest możliwy wyłącznie dla posiadaczy hiszpańskich paszportów.
W efekcie personel nie wpuścił na pokład Brytyjczyków, którzy mieli pełne prawo wjazdu do Hiszpanii, bowiem posiadali przy sobie karty stałego pobytu. Co gorsza linia anulowała ich bilety z adnotacją, że nie stawili się na lot – co zamykało drogę do odszkodowania. Ostatecznie linia przeprosiła za sytuację i zaproponowała zmianę lotu dla tych osób. Niestety w międzyczasie wielu z poszkodowanych przeterminowały się testy na koronawirusa…
Kilka dni temu do niezłego zamieszania doszło też przed lotem z Budapesztu do Berlina. Węgierskie media informowały, że 95 pasażerów nie było wpuszczonych na pokład, bo nie mieli formularza wjazdowego. I choć faktycznie część osób nie miała wszystkich dokumentów, to niektórzy… w ogóle nie mieli szansy ich okazać.
– W czasie boardingu jeden z pasażerów zaczął zażarcie dyskutować z pasażerami linii i – jak relacjonują pasażerowie – w pewnym momencie bramka została zamknięta, a boarding zakończony. Problem w tym, że na pokładzie było wówczas ledwie 84 pasażerów, a pozostałe 95 osób z ważnymi biletami wciąż czekało na swoją kolej do wejścia na pokład – pisaliśmy o sprawie.
Niedawno problem z wejściem na pokład miał też pasażer, który przyjął trzecią dawkę szczepionki i nagle został uznany za nie w pełni zaszczepionego, choć również nie była to prawda.
źródło: fly4free.pl