AktualnościNowości

Czekacie z podróżami do „po pandemii”? Miałam tak samo, ale ile można?

Czy można jechać na dłuższe wakacje? A na krótki city-break? Który kraj wybrać? Ile to wszystko jeszcze potrwa? Lepiej odpuścić już wszystkie wyjazdy? Czekać na poprawę sytuacji? Jak to zorganizować? Te pytania zadaje sobie większość z nas. Ja też. Ale coraz częściej myślę po prostu – „no ileż można czekać?!”.

Gdy zaczynał się rok 2020, miałam mnóstwo podróżniczych planów – najpewniej tak samo jak Wy. 2019 rok był fenomenalny, ale wiadomo – każdy następny powinien być lepszy. Planowałam więc więcej, dalej, na dłużej. Miałam kupionych już kilka biletów. Mieliście to samo? Pewnie tak. A potem wszystko się posypało.

Czekanie? To bez sensu!

Ostatni wyjazd jaki zorganizowałam sobie przed pandemią to kilka dni w Izraelu na przełomie stycznia i lutego. Później miał być mój tradycyjny 3-4 tygodniowy urlop gdzieś w Azji albo Ameryce Południowej, później kilka dni w Bari, później 3287 raz w Rzymie, regularne wyjazdy w Tatry, Portugalia, Turcja… Zresztą, gdzie ja miałam nie jechać i czego nie robić… Myślę, że znacie to uczucie.

Ale uległam. Zgodnie z życzeniem rządu w marcu odwiesiłam wyjazdy na podróżniczy kołek. Cierpliwie czekałam. Przecież to miało potrwać tylko chwilę. Zaraz mieliśmy wrócić do normalności, samoloty miały wrócić na niebo, a koronawirus – albo przejść do historii albo stać się czymś, z czym zaczniemy normalnie żyć. Ba, przeszłam nawet przez wszystkie pięć etapów podróżniczej żałoby, które z przymrużeniem oka opisałam.

Pierwszy raz ponownie wsiadłam do samolotu dopiero w czerwcu, czyli po niemal 5 miesiącach od poprzedniego lotu. W tym samym miesiącu pierwszy raz gdziekolwiek wyjechałam – na początek tylko w Tatry. Za granicę wróciłam dopiero w lipcu! W sumie do października udało mi się odhaczyć tylko dwa zagraniczne wyjazdy i kilka lotów – część zresztą służbowo.

Fakt – teraz już nie odpowiedzialność, a podróżniczy chaos powstrzymywał mnie przed wyjazdami. Ale faktem jest, że dalej siedziałam na tyłku i organizowałam sobie co najwyżej krótkie podróże po Polsce. Zakazy lotów, regularnie zmieniane obostrzenia, kwarantanny, zamykanie i otwieranie granic, zmiany w siatkach połączeń, a więc i odwoływane połączenia, problemy ze zwrotami pieniędzy – wszystkie te elementy skutecznie mnie zniechęcały. Dużo się działo, a zaplanować można było mniej więcej… nic.

I wiem, że wielu z was wyszło z tego samego założenia. I też ma tego dość.

Coś zaczyna się zmieniać

Oczywiście, że początkowochciałam czekać na mityczne „po pandemii” – pewnie tak samo jak wielu z was. Ale ileż można? Na początku wszyscy myśleliśmy, że całe to zamieszanie z koronawirusem potrwa może kilka tygodni.

Tymczasem, gdyby dziś chcieć przyjąć zapowiadane wytyczne UE co do wytyczania stref czerwonych, żółtych i zielonych według współczynnika 25 zakażeń na 100 tys. mieszkańców w ciągu ostatnich dwóch tygodni, to… cały kontynent byłby jedną wielką czerwoną strefą.

Trzeba zauważyć, że kraje się otwierają – powoli, ale jednak. Z dalekich kierunków możemy już jechać na przykład od Meksyku, Brazylii czy na Dominikanę. Jeśli dorzucimy test PCR, lista znacząco rośnie. Oczywiście, taki test to wydatek w okolicach 400-500 PLN i każdy wolałby go nie ponosić, ale w kontekście wielotygodniowego wyjazdu jest to o wiele mniejszy problem niż wyłożenie tych samych pieniędzy przed kilkudniowym wyjazdem. Jak wylicza Światowa Organizacja Turystyki (UNTWO) w mniejszym lub większym stopniu otworzyła się już ponad połowa kierunków turystycznych na całym świecie.

Dodatkowo IATA informuje i udowadnia, że ryzyko zarażenia się koronawirusem w samolocie jest znikome. Wiecie, że w całym roku 2020 były tylko 44 odnotowane przypadki „złapania” koronawirusa w trakcie podróży lotniczej? Na 1,2 miliarda (!) pasażerów!

– Zdajemy sobie sprawę z niedoszacowań, ale nawet gdyby 90 proc. przypadków nie zostało zgłoszonych, to byłby to najwyżej jeden na 2,7 mln – tłumaczy dr David Powell, doradca medyczny IATA.  – Uważamy takie statystyki za niezwykle uspokajające. Co więcej, zdecydowana większość potwierdzonych przypadków miała jeszcze miejsce, zanim noszenie maseczek na twarzy podczas lotu stało się powszechną praktyką – podkreśla Powell.

No i przede wszystkim – teraz już wszyscy wiemy, że czas „po pandemii” nie nadejdzie szybko. Nie wiemy, jak będą wyglądać podróże za dwa tygodnie, za 4 miesiące, w przyszłym roku albo za dwa lata. Może to więc najlepszy czas, by zamiast odkładać je w nieskończoność, po prostu zmienić podejście?

Jak to zorganizować, żeby nie żałować?

Oczywiście najłatwiej byłoby po prostu nadążać za zmianami i na tej podstawie planować podróże. Ale umówmy się – to po prostu niemożliwe. Liczne przykłady pokazują, że przepisy i obostrzenia potrafią zmieniać się z dnia na dzień – bez żadnej zapowiedzi. Szansa na jednolite przepisy? Gdzieś tam tli się na horyzoncie, ale wszystko wskazuje na to, że jeszcze poczekamy.

Oczywiście, możemy się irytować, a możemy też zrobić wszystko, co się da, by zabezpieczyć się przed stratą pieniędzy i czasu. Przede wszystkim pamiętajcie o rezerwowaniu wszystkiego z darmową anulacją – hotel, samochody itp. Jeśli to możliwe, bierzcie bilety lotnicze w elastycznych taryfach. Ubezpieczcie się na wypadek zachorowania na Covid-19, ale i kwarantanny. Niedawno przy tygodniowym wyjeździe taka polisa kosztowała mnie 30 PLN! TRZYDZIEŚCI!!!! Super niska cena jak na spokojną głowę. Śledźcie zmiany w przepisach na wiarygodnych stronach – na stronie Straży Granicznej, WHO, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Państwowego Inspektoratu Sanitarnego czy Ministerstwa Zdrowia, ale także IATA i w specjalnym serwisie Reopen UE. Zresztą na temat organizowania wyjazdów w trakcie pandemii, mamy nawet specjalny poradnik. 

Przestałam się też nastawiać, że jakikolwiek wyjazd wypali. Wszystko, co planuję, jest na zasadzie – uda się to super, a jak nie, to… no cóż, takie mamy czasy :). A jak linia nie chce oddać pieniędzy, to załatwiam sprawę przez opcję chargeback. Resztę biorę z odwołaniem, więc co najwyżej marnuję trochę czasu – tego, który poświęciłam na przygotowania. No i cóż, na wszelki wypadek – poza planem A – mam też plan B, C a często i D.

Żeby było jasne – nie będę was namawiać do żadnego wyjazdu. Podpowiadam, jak się zabezpieczyć, przypominam, że niewiele jest miejsc bez pandemii, a kolejne badania pokazują, że podróże wcale drastycznie nie wpływają na stopień zagrożenia (jak chociażby wspomniane  dane od IATA). No i w końcu, zawsze możemy wybierać miejsca bardziej odludne, wyjazdy poza utartym szlakiem, wybrać domek w głuszy zamiast gigantycznego hotelu, Beskidy zamiast trasy do Morskiego Oka, małą miejscowość zamiast ten najbardziej znanej. Oczywiście każdy musi podjąć taką decyzję sam. Ale ja mam dość czekania. A jak jest z Wami?

źródło: fly4free.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *