11 dowodów na to, że nowy zakaz lotów z Polski to absurd czystej wody
Podczas gdy niektóre europejskie kraje wprowadza kwarantannę dla pasażerów wracających z niebezpiecznych epidemicznie krajów, Polska znów forsuje zakazy lotów. To najlepszy dowód na to, że przez te 2 miesiące rząd nie wyciągnął żadnych wniosków, a rachunek za to zapłacą pasażerowie, lotniska i linie lotnicze (być może z wyjątkiem jednej…)
Można się było spodziewać, że wakacyjne podróżnicze eldorado skończy się prędzej czy później, a wraz z ponownym wzrostem nowych zakażeń kolejne europejskie kraje zaczną wprowadzać restrykcje dotyczące przekraczania granicy. Tak też się dzieje: w zeszłym tygodniu pisaliśmy o gwałtownym wzroście cen biletów, gdy Wielka Brytania wprowadziła obowiązkową kwarantannę dla osób wracających m.in. z Francji. A jednak mimo wszystko opublikowany w piątek projekt rządowego rozporządzenia w sprawie zakazu lotów wydaje się dokumentem dość kuriozalnym. I to z wielu powodów.
Zanim zaczniemy, przypomnijmy w czym rzecz. Projekt zakłada, że od przyszłej środy lista krajów objętych zakazem z lotów z i do Polski zwiększy się z 44 do 63. Znajdą się na niej tak popularne wśród Polaków turystycznie państwa jak Hiszpania, Malta, Albania, ale też m.in. Belgia.
1. Polski rząd znów jest w dziwacznej europejskiej awangardzie, w której jako właściwie jedyny europejski kraj zamykamy częściowo rynek lotniczy poprzez zakaz lotów do konkretnych krajów zamiast stosować inne środki zaradcze jak na przykład kwarantanna dla osób wracających z danego kraju. Czy zakaz lotów jest lepszy od kwarantanny? Nie, bo…

2. Pasażerowie z krajów objętych zakazem bezpośrednich lotów do Polski i tak jakoś będą musieli wrócić do kraju. I zrobią to, ale w męczących warunkach i płacąc znacznie więcej za swoje bilety. Skoro bowiem od środy prawdopodobnie nie będziemy mogli przylatywać z Hiszpanii (jest to główny przykład, bo też z nowych krajów na liście to tutaj jest najwięcej turystów z naszego kraju) bezpośrednio do Polski, to będziemy zmuszeni bukować nowe bilety i korzystać z absurdalnych przesiadek w Paryżu, Eindhoven, Frankfurcie, Wiedniu czy Pradze. Taki pasażer i tak przybędzie do Polski, ale wymęczony, z większym kontaktem z innymi ludźmi na lotniskach i w samolotach, co z pewnością nie jest pozytywne z epidemicznego punktu widzenia. A sam zakaz lotów i tak będzie fikcją. W efekcie..

3. …narażamy ludzi na dodatkowy stres i koszty. Duże koszty, bo choć w te wakacje kupujemy dużo biletów ze stosunkowo niewielkim wyprzedzeniem, to wciąż bilet lotniczy kupowany tuż przed wylotem potrafi być nieziemsko drogi. A dodatkowy stres mamy jak w banku, bo tak na dobrą sprawę teraz…
4. Nie wiemy nic. Może się okazać, że ta cała pisanina nie będzie się do niczego nadawać, bo to tylko projekt rozporządzenia, który ostatecznie może się zmienić. Ale jedno się nie zmienia – rząd w dalszym ciągu wykonuje ruchy w ostatniej chwili. Z praktyki dotychczasowych rozporządzeń dotyczących zakazu lotów możemy się spodziewać, że ostateczna lista krajów objętych zakazem lotów ukaże się na kilka godzin przed jej wejściem w życie, więc spędzający ostatnie dni wakacji w ciepłych krajach turyści z naszego kraju zostaną właściwie pozostawieni sami sobie. Ba, ich urlopy właściwie już od piątku są zepsute, bo zastanawiają się, jak wrócą z powrotem do kraju. Można inaczej? A pewnie – spójrzmy choćby na Węgrów…

5. Nie korzystamy z dobrych wzorców. Jak dotąd chyba najlepiej do kwestii restrykcji i ograniczeń podeszły Węgry, które w zeszłym tygodniu zaapelowały do swoich obywateli, aby swoje zagraniczne urlopy pokończyli do końca sierpnia, a od 1 września raczej nie planowali wakacji w innych krajach. Powód? Wzrost liczby przypadków w innych krajach i spodziewane ograniczenia. Nie wiadomo jeszcze jakie, ale mamy przynajmniej jasny horyzont czasowy i kilkanaście dni, aby się przygotować do zmian.
6. Nie myślimy o tym, co dalej. Tak naprawdę alternatywną dla zakazu lotów powinna być kwarantanna (najczęściej 14-dniowa), która jest rozwiązaniem lepszym od zakazu lotów (zapewne niektórzy urlopujący wykonujący pracę zdalną w Polsce mogą przyjąć kwarantannę jako formę mniejszego zła), ale też nie idealnym. Dzisiaj w większości krajów świata debatuje się już o tym, jak branża lotniczo-transportowo-turystyczna może się nauczyć żyć z COVID-em, skoro wszystko wskazuje na to, że pandemia sama sobie nie odejdzie w najbliższym czasie. Pomysły padają różne – testy PCR jako alternatywa dla kwarantanny, wariant islandzki (czyli negatywny wynik testu jako opcja na skrócenie kwarantanny) czy cokolwiek innego. A u nas? Ex-minister zdrowia Łukasz Szumowski rzucił kilkanaście dni temu, że być może część turystów wracając z niebezpiecznych epidemicznie krajów będzie testowana (oczywiście na koszt państwa), ale na pomyśle się skończyło, a dyskusja nie była kontynuowana. Podobnie jest z możliwością testowania na COVID-19 na lotniskach: kolejne europejskie porty chwalą się swoimi inicjatywami w tym zakresie, a w Polsce… jest na ten temat zaskakująco cicho. Bo lepiej zakazać lotów. Co jest tym bardziej dziwne, że…

7. …samolot to obecnie najbezpieczniejszy środek transportu zbiorowego.
Jasne, nie ma to jak własne auto (pewnie dlatego Chorwacja bije w te wakacje rekordy popularności), ale przy wszystkich obostrzeniach dotyczących dezynfekcji na każdym kroku, reguł dystansu społecznego, obowiązku noszenia maseczek (od momentu wejścia na teren lotniska praktycznie do wyjścia z lotniska w miejscu docelowym) samolot jest zdecydowanie najbezpieczniejszy i bezkonkurencyjny. Także ze względu na czas podróży: z Hiszpanii do Polski dolecimy w 4 godziny, autokarem… boję się nawet myśleć, jak długo taka podróż może potrwać. Ba, są nawet badania (niedoskonałe, ale jednak), które dowodzą, że jeśli wszyscy noszą maseczki na pokładzie, to ryzyko transmisji wirusa właściwie nie występuje.
8. Ciąg dalszy niszczenia branży lotniczej
Nie lubię spiskowych teorii (przy okazji pozdrawiam koronasceptyczny fan-club z fanpage’a F4F), ale tak na logikę: branża lotnicza w ostatnich miesiącach znalazła się na skraju całkowitego upadku, a ludzie wpadli w psychozę latania, z której (patrz wyżej) nie wyleczyli się do teraz. W efekcie słyszymy coraz głośniejsze jęki lotnisk, które w kasach mają całkowite pustki (a obiecanych pieniędzy z tarczy jak nie było tak nie ma) i linii lotniczych, które coraz mocniej tną rozkłady i zatrudnienie. Wydawałoby się, że logiczne jest, że w sytuacji pandemii stworzone zostaną warunki, dzięki którym cała branża lotnicza będzie mogła stanąć na nogi, bo jest to w interesie absolutnie wszystkim. Niezbędnym warunkiem tego stanu rzeczy jest to, aby pasażerowie znów zaczęli podróżować samolotami. Nawet jeśli nie tak często jak dawniej, to przynajmniej bez strachu i niepewności. Zabawa w zakazy lotów publikowane dzień wcześniej to nie jest dobra metoda. No, chyba że chcemy, żeby liczba lotnisk pasażerskich w Polsce nagle się skurczyła.
9. Czy będzie #LOTDoDomu v.2.0.?
A właściwie #LOTDeLaCasa? Jeśli znów jedna jedyna linia będzie miała wyłączne prawo do realizacji lotów repatriacyjnych , to traktujcie wszystkie poprzednie punkty tak, jakby ich nie było. Będzie pełna jasność, po co potrzebny jest zakaz lotów.
10. Bo obawiam się, że jeśli rozporządzenie w takiej formie jak w projekcie przejdzie, to mogą ucierpieć nasze wieloletnie tradycje bezpośrednich połączeń lotniczych z Polski do Aruby, Belize, Andory i Monako…
11. …nie wspominając już o Królestwie Eswatini.
źródło: fly4free.pl