Wrócą loty z Europy do USA? Jest plan, który może się udać!
Niemieckie stowarzyszenie branży lotniczej BDL opracowało plan ponownego otwarcia połączeń lotniczych z Europy do USA na nieco szerszą skalę. Zakłada on, że w przypadku wybranych lotnisk ruch lotniczy miałby być wznowiony, a pasażerowie mogliby podróżować na podstawie negatywnego wyniku testu na obecność koronawirusa.
Zamknięty w połowie marca europejski rynek lotniczy zaczął powoli odradzać się w czerwcu, jednak przede wszystkim na trasach wewnątrzeuropejskich. Najbardziej rentowne połączenia w branży lotniczej, czyli trasy międzykontynentalne, wciąż są w dużej mierze zamknięte, głównie ze względu na szereg restrykcji między rządami poszczególnych krajów. Tak jest choćby w przypadku lotów między Unią Europejską i USA: choć niektóre linie lotnicze wykonują tam połączenia, to tak naprawdę podróże na tych trasach są dozwolone tylko dla wybranych pasażerów, w ściśle określonych przypadkach. Branża lotnicza doskonale zdaje sobie sprawę, że bez wznowienia połączeń transatlantyckich nie ma mowy o stanięciu na nogi i… apeluje o stopniowe znoszenie ograniczeń, sama proponując konkretne rozwiązania.SPRAWDŹ NAJLEPSZE OFERTY.
W środę swoj plan wznowienia ruchu lotniczego na trasach do USA zaprezentował BDL, czyli stowarzyszenie niemieckiej branży lotniczej. Zakłada on stworzenie pilotażowego programu, w ramach którego regularny ruch pasażerski mógłby być wznowiony, a pasażerowie mogliby podróżować po okazaniu ważnego negatywnego testu PCR na obecność koronawirusa, wykonanego przynajmniej 48 godzin przed lotem. W pierwszym etapie program objąłby w sumie 6 lotnisk. Chodzi tu o 4 porty z USA, a więc Los Angeles, Newark, Chicago i Boston, a także 2 porty w Niemczech, czyli Frankfurt i Monachium. BDL wskazuje na to, że przy zachowaniu środków ostrożności ryzyko dalszego roznoszenia wirusa będzie minimalne, a po skutecznym pilotażu, program ten mógłby zostać wdrożony także w innych krajach UE i stopniowo, na kolejne lotniska w USA.
To kolejny taki apel – kilka dni temu pisaliśmy o pomyśle linii lotniczych oraz lotnisk, aby ustalić jednakowe reguły dla podróży lotniczych. Tak, aby negatywny wynik testu wykonanego przed lotem mógł być alternatywą dla 14-dniowej kwarantanny.
Z kolei pod koniec lipca prezesi IAG, Lufthansy, American Airlines oraz United Airlines wystosowali apel do przedstawicieli rządów USA i Unii Europejskiej o jak najszybsze znalezienie sposobu, aby loty transatlantyckie można było wznowić w bezpieczny sposób.
Czy ten plan wypali?
Z pewnością zależy na tym branży lotniczej, która “zbroi” się jak tylko może. Dobrym przykładem są lotniska, które budują własne centra do szybkiego testowania pasażerów na obecność koronawirusa jako alternatywę dla kwarantanny. Dobrym przykładem jest lotnisko Heathrow w Londynie, które zbudowało i kilka dni temu otworzyło własne centrum testowe. Jednocześnie władze Heathrow podkreślają, że rozmawiają z brytyjskim rządem, aby dzięki testom zniesiona została reguła 14-dniowej kwarantanny, m.in. dla podróżujących z USA.
W całej sprawie są jednak “za” i “przeciw”. Na pewno kłopotem jest fakt, że pandemia koronawirusa w USA nie zwalnia – od jej wybuchu COVID-19 zaraziło się w tym kraju już 5,7 mln mieszkańców. A w Europie po otwarciu granic w związku z sezonem urlopowym, także znacząco wzrosła liczba przypadków w wielu krajach. W związku z tym niektóre państwa już teraz zapowiadają powrót ograniczeń, na przykład władze Węgier zaapelowały do swoich rodaków, aby od 1 września nie planowali wakacji za granicą.
Z drugiej strony – nikt chyba nie ma wątpliwości, że branża lotnicza, a szerzej – cała globalna gospodarka – raczej nie przeżyje drugiego tak potężnego “lockdownu”, jak ten, z którym mieliśmy do czynienia wiosną. W świetle drugiej fali koronawirusa staje się jasne, że musimy nauczyć się jakoś z nim żyć. W tej sytuacji testy wydają się coraz bardziej realną alternatywą, dzięki której ruch lotniczy będzie mógł w dalszym ciągu być prowadzony.
Swoją drogą – od kilku dni w wielu mediach na całym świecie przywołuje się opisywany przez nas przykład Islandii jako chyba najbardziej bezpiecznego modelu. Czyli: jeden test po przylocie, potem 4-5 dni kwarantanny i drugi test. Oczywiście, z punktu widzenia pasażerów jest to system męczący i dolegliwy finansowo, ale nie można wykluczyć, że właśnie tak będą wkrótce wyglądały nasze podróże do krajów, które wciąż mają problem z koronawirusem.
źródło: fly4free.pl